Dlaczego „musieliśmy” powołać Komisję Historyczną Ruchu Studenckiego
Antoni Dragan, przewodniczący RN ZSP w latach 1985-87, członek SZSP w latach 1976-82 i ZSP od 1982 roku.
Poszerzona wersja wystąpienia, wygłoszonego w 61 rocznicę powstania ZSP, na Zgromadzeniu Ogólnopolskiej Komisji Ruchu Studenckiego w Warszawie, 19 kwietnia 2011 r.
I. Wstęp
1 . Jak zwykle od 26 lat spotykamy się w kwietniu ,by dać tym spotkaniem szczególny dowód ciągłości i żywotności zrzeszeniowej tradycji. Dzisiejsze, uroczyste zgromadzenie Komisji w 61 rocznicę powstania ZSP, poświęcone jest także 25 rocznicy powołania Ogólnopolskiej Komisji Historycznej Ruchu Studenckiego. Doceniając jak wielkie znaczenie ma dla nas, nieprzerwane trwanie Komisji Historycznej ,chciałbym przypomnieć najważniejsze wydarzenia, które poprzedziły i w istotny sposób wpłynęły na podjęcie przez Komitet Wykonawczy RN ZSP, tej brzemiennej w skutkach decyzji.
2 . Jednocześnie, chciałbym to szczególnie mocno podkreślić, że przewodniczący Komisji postawił mi w swoim wprowadzeniu, prawdziwą „mission impossible”. Przedstawić, krótko, syntetycznie i kompetentnie dotychczasowe dzieje Komisji. To jest zadanie które w takim ujęciu, zdecydowanie przekracza moje możliwości, a przy okazji także, ramy czasowe dzisiejszej Konferencji. Może kiedyś powstaną do tego lepsze warunki, może uda się to uczynić na konferencji zapowiedzianej na listopad 2011 roku. Nie mogąc spełnić tego życzenia, w postaci określonej przez przewodniczącego komisji, chciałbym się skupić przede wszystkim na przedstawieniu bardzo osobistego spojrzenia na to, co skłoniło nas w 1986 roku do powołania Komisji. A także, spróbować odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w utworzeniu i działaniach tej Komisji, pokładaliśmy tak duże nadzieje i oczekiwania oraz w czym ta Komisja miała nam pomóc.
3. Aby odpowiedzieć na te pytania, będę odwoływał się do wydarzeń z lat 1985-87. W tym czasie, zdecydowaną większość należących do ZSP stanowili już studenci, którzy nie pamiętali i nie doświadczyli ani działalności w SZSP ani konfliktów, jakie miały miejsce pomiędzy SZSP i NZS. A jednocześnie, część działaczy ZSP, struktur uczelnianych i środowiskowych oraz Rady Naczelnej, bardzo dobrze jeszcze pamiętała te czasy z własnego doświadczenia. Zderzenie, w praktycznym działaniu organizacji tych dwóch perspektyw, stworzyło wtedy warunki do podjęcia problemów i spraw na które, na samym początku budowy nowego ZSP nie było ani czasu, ani warunków wewnętrznych. Konflikty, które tak dobrze pamiętali ludzie, obecni na studiach w latach 1980-81, działający w tym czasie w SZSP lub agendach organizacji oraz potrzeba odpowiedzi na pytania, które stawiali przychodzący na studia w latach 1985-87, spowodowały że niezwykłe znaczenie zyskała wtedy „zetespowska narracja”(chociaż wtedy nie używaliśmy jeszcze tego, tak powszechnie dzisiaj nadużywanego terminu). To co wcześniej, wielu wstępujących do nowego ZSP, „czuło i rozumiało” nieomal intuicyjnie, bo wszędzie spotykali ludzi, którzy tez kiedyś działali w ZSP albo w SZSP, teraz w latach do których się odwołuję, musiało uzyskać walor logicznego przedstawienia faktów i łączących je interpretacji. Musieliśmy sobie i osobom wstępującym do ZSP odpowiedzieć na podstawowe pytanie, na czym polega dla nas obecnie , znaczenie tej „tradycji” lub „legendy dawnego ZSP”, która pozostała po działalności ZSP w latach 1950-73. Dlaczego była ta tradycja tak silna, że powstała w 1982 roku organizacja uznała za konieczne, dopisywać się swoimi działaniami, do tworzenia kolejnych rozdziałów tej tradycji. Działaliśmy już wtedy przecież w nowych społecznych i politycznych warunkach, tak zdecydowanie odmiennych od tych, w których kiedyś działało i realizowało swój program ZSP z lat 50-tych i 60-tych. W takim właśnie kontekście rozpatrywać należy znaczenie, formalnej przecież uchwały o przekształceniu się, w 1985 roku, I Zjazdu nowego ZSP w XII Kongres Zrzeszenia Studentów Polskich. Byłaby ona jednak, tylko formalnością, nie niosącą żadnych realnych wartości, gdyby nie zostały także wówczas podjęte, dodatkowe działania organizacyjne, powodujące tworzenie, nazwijmy to umownie i po współczesnemu, tak zwanej „zetespowskiej narracji”. Ogromna rola w tym „dziele” i działaniu przypadła wspólnym inicjatywom, podejmowanym przez Komisję Historyczną i struktury organizacyjne ZSP, które nawiązywały, w tym właśnie czasie, na szerszą niż wcześniej skalę, kontakty z działaczami dawnego ZSP. Owocem tej narracji było także stopniowe tworzenie się wokół ZSP i umacnianie środowiska byłych działaczy ZSP/SZSP. Środowiska, które z taką siłą i determinacją pojawiło się, pod koniec lat 90-tych minionego stulecia, na scenie społecznej i chyba „niestety” politycznej. Pisząc „niestety” ,odwołuję się do ocen środowiska „postzetespowskiego”, jakie w ostatnich latach były między innymi systematycznie promowane w mediach, poprzez nagłaśnianie głównie tej właśnie sfery funkcjonowania, zorganizowanego środowiska „postzetespowskiego”.
4. Każde działanie ma swoje wewnętrzne i zewnętrzne uwarunkowania, których wektory oddziaływania na siebie nie zawsze się zgadzają. Dochodzi wówczas do zderzenia racji oraz uznawanych i realizowanych wartości. Z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w tym czasie. Nasze działania zmierzające do budowy silnej, samodzielnej i nawiązującej realnie do tradycji dawnego ZSP, zderzyły się z wieloma inicjatywami i działaniami, władz politycznych i administracyjnych. Te działania miały również swój „wkład” w to, jak i w jaki sposób mogliśmy realizować to, co było dla nas strategicznym interesem Zrzeszenia, czyli budowanie organizacji, silnej i akceptowanej poparciem w środowisku studenckim. A to oznaczało, że chcąc być wiernym tradycji i zgodnym z myśleniem środowiska z którym budowaliśmy te organizację, musimy nasze kontakty z władzami budować tak żeby realizowanie tego strategicznego celu przez nas i naszych następców było możliwe. Oznaczało to, że nie na wszystkie inicjatywy i działania władz wobec ZSP mogliśmy się zgodzić. Oznaczało także, że istotna część działania kierownictwa ZSP musiała być poświęcona rozwiązywaniu konfliktów, jakie stworzyły działania przedstawicieli władz. Chyba po raz pierwszy konflikty te przybrały taką formę i stworzyły taką dokumentację, jak po nich pozostała. Dlatego, znacząca część tego co przedstawię, dotyczyć będzie opisania tego, na czym polegały te specyficzne konflikty ZSP z władzami oraz przedstawieniu, w jaki sposób konflikty te wpływały na działania podejmowane wówczas przez Radę Naczelną ZSP. Jestem świadomy, że jest to bardzo fragmentaryczne i niepełne spojrzenie na historię ZSP tamtych lat. Ale ponieważ szczęśliwie, większość bohaterów wydarzeń z tamtych lat żyje, to będą mogli oni, jeżeli to oczywiście uznają za potrzebne, polemizować z przedstawionymi racjami i opiniami.
II.
- W marcu 1985 roku odbył się II Zjazd „nowego” , powstałego w listopadzie 1982 roku ZSP. Delegaci na ten Zjazd, chcąc dać formalny wyraz ciągłości zrzeszeniowej tradycji, oraz nawiązując do numeracji wcześniejszych kongresów ZSP i zjazdów SZSP, podjęli decyzję o przekształceniu tego Zjazdu ZSP w XII Kongres Zrzeszenia Studentów Polskich. W kilka tygodni po tym Kongresie, Komitet Wykonawczy RN ZSP zorganizował 17 kwietnia 1985 roku w Klubie „Hybrydy”,w 35 rocznicę powstania Zrzeszenia Studentów Polskich, okolicznościową sesję na której programowy referat „O Zrzeszeniu Studentów Polskich” wygłosił kolega Wiesław Klimczak, a referat poświęcony kulturze studenckiej i roli ZSP w kreowaniu ważnych zjawisk i nurtów w kulturze studenckiej, wygłosił kolega Jerzy Kwiatek. Wystąpienie kolegi Jerzego Kwiatka z tej konferencji, ukazało się po pewnym czasie drukiem w 29(1263) numerze tygodnika „ITD” z 21 lipca 1985 roku, pod jakże znamiennym tytułem ”Dwa przełomy”. To właśnie na tej sesji, po raz pierwszy przedstawiłem i uzasadniałem w imieniu Rady Naczelnej ZSP, potrzebę powołania Komisji Historycznej ZSP. Czyniłem to w następujący sposób. Proszę jednocześnie wybaczyć ,że zacytuję to co mówiłem wówczas w imieniu Komitetu Wykonawczego RN ZSP: „Refleksja nad przeszłością musi być nieodłączną częścią organizowania skutecznego działania. Do wspólnej refleksji nad tym, co wynika z doświadczeń przeszłości dla programowania działania dla lepszej przyszłości, zapraszamy dzisiaj wszystkich obecnych.(..)W doświadczeniach i dorobku ZSP i SZSP warto szukać odpowiedzi na pytanie jak dzisiaj realizować zadania stojące przed ZSP? Palącą zatem staje się potrzeba rozwinięcia badań nad historią ruchu studenckiego w Polsce Ludowej. Ważne jest również gromadzenie dokumentów z tego okresu. Z tego też względu Rada Naczelna ZSP zamierza powołać Komisję Historyczną Zrzeszenia Studentów Polskich. Zachowanie ciągłości polskiego ruchu studenckiego i wykorzystanie doświadczeń z niej wynikających jest istotne także w procesie organizowania ruchu intelektualnego w środowisku studenckim” (1).
- Po wielu dyskusjach i poszukiwaniu najlepszych rozwiązań organizacyjnych, między innymi określeniu ostatecznej nazwy komisji i zasad jej funkcjonowania, oraz powołaniu pierwszego składu i niezbędnych rozstrzygnięciach kadrowych- na prośbę KW RN funkcję przewodniczącego Komisji zgodził się pełnić kolega Wiesław Klimczak- niemal rok później, bo 22 marca 1986 roku, w siedzibie Rady Naczelnej ZSP na Ordynackiej 9, odbyło się inauguracyjne zebranie Ogólnopolskiej Komisji Historii Ruchu Studenckiego PRL przy RN ZSP(taka była pierwotna oficjalna nazwa Komisji). Na tym inauguracyjnym posiedzeniu Komisji powołano także roboczy sekretariat Komisji w następującym składzie: Włodzimierz Czarzasty, Jerzy Grum, Kazimierz Jaszczyk, Marian Kubalica, Marek Kuczyński, Andrzej Lech, Rafał Łąkowski, Andrzej Nierychło i Jacek Ratajczyk. Od tego roku, zaczęliśmy także wspólnie tworzyć, trwającą nieprzerwanie do dzisiaj tradycję organizowania uroczystych spotkań, w każdą kolejną rocznicę powstania Zrzeszenia Studentów Polskich. Spotkań ważnych i potrzebnych, bo licznie uczestniczyli w nich zawsze, byli i aktualni działacze naszej organizacji. W 1986 roku, pierwsze takie spotkanie odbyło się w kwietniu, w klubie Stodoła.
- Od 1986 roku Komisja staje się też, szczególnym miejscem i szczególnym podmiotem, na zmieniającej się dynamicznie scenie studenckiej aktywności. Zmieniają się kolejne władze organizacji. ZSP przeżywa w tym czasie, lepsze i gorsze momenty swojej historii a studia zaczynają kolejne roczniki studentów. W Polsce zmienia się ustrój i porządek prawny. Tylko Komisja, nie zważając na to wszystko, działając pod niezmiennym przewodnictwem kolegi Wiesława Klimczaka, realizuje kolejne historyczne i okolicznościowe sesje. Wydaje drukiem i upowszechnia materiały z tych sesji. Nagradza i wyróżnia byłych działaczy, zasłużonych dla utrwalania i upowszechniania dorobku ruchu studenckiego. Wnioskuje o odznaczenia i ordery państwowe dla najbardziej zasłużonych działaczy ze środowisk związanych z naszą organizacją, oraz organizuje uroczyste koncerty i wielkie obchody kolejnych ,”okrągłych” rocznic powstania ZSP. Wszystko to jest efektem pracy struktury organizacyjnej, jakiej przed 1986 rokiem nie było ani w ZSP, ani w SZSP. Cóż zatem tak szczególnego działo się wtedy, że uznaliśmy za konieczne, podjąć – oprócz wielu decyzji dotyczących spraw wewnętrznych organizacji – tę właśnie decyzję, o utworzeniu w Zrzeszeniu Studentów Polskich Komisji Historycznej? Przedstawiając w dalszej części, najważniejsze okoliczności, które poprzedziły powołanie Komisji, odpowiem także pośrednio w ten sposób, na to pytanie. Dzisiaj z pełnym przekonaniem mogę także powiedzieć ,że właśnie ta decyzja Rady Naczelnej ZSP podjęta na wniosek naszego Komitetu Wykonawczego, okazała się nie tylko najbardziej trwałą z tych które podjęliśmy, bo to przecież oczywiste z perspektywy jej nieprzerwanego trwania. Okazała się także decyzją najbardziej twórczą z tych jakie podejmowaliśmy, bo przynosi ciągle bogate i wyjątkowe efekty. Komisja przyczynia się nieprzerwanie od 25 lat, co samo w sobie jest fenomenem na polskiej scenie społecznej, do zapisywania w pamięci współczesnych, dorobku wielu pokoleń byłych działaczy ZSP i SZSP, oraz utrwala ślady, jakże ulotnej przecież, studenckiej aktywności. Dodatkowo, Komisja poprzez swoją aktywność tworzy także ten szczególny ruch intelektualny, teraz już poza środowiskiem studenckim, którego celem jest działanie na rzecz integrowania środowisk byłych działaczy ZSP i SZSP i promowania wartości i postaw, którym wierne było w swej działalności Zrzeszenie.
- Od zawsze było i jest tak ,że do sukcesu przyznaje się wielu ludzi. Dlatego dobre decyzje mają zawsze wielu ojców a tylko porażki są sierotami. Sukces tej Komisji to oczywiście przede wszystkim, zasługa niestrudzonej aktywności jej przewodniczącego kolegi Wiesława Klimczaka. Jego umiejętności godzenia racji, wydających się często nie do pogodzenia oraz podejmowania się przez Komisję realizacji zadań, które tylko na początku wydają się niemożliwe do zrealizowania przez społeczną aktywność, a także nieustannego skupiania wokół Komisji ludzi, którzy chcą poświęcać jej swój czas i możliwości. W tym sukcesie Komisji jest jednak także cząstka naszego wkładu, przynależnego Radzie Naczelnej ZSP i działającemu wtedy Komitetowi Wykonawczemu. Komitetowi Wykonawczemu, który potrafił dobrze odczytać „znaki” opisujące czasy w których żyliśmy oraz rozpoznać „znaki” czasów nadchodzących, które postawić miały przed nami jeszcze większe wyzwania. Cieszę się dzisiaj, że potrafiliśmy wówczas właściwie zinterpretować te wyzwania, które przed nami stanęły oraz podjąć dla sprostania tym wyzwaniom, konieczne i niezbędne decyzje organizacyjne. Dlatego chciałbym przypomnieć skład tego Komitetu, bo nawet my, będąc działaczami Komisji Historycznej, często zapominamy już o tym, kto i kiedy działał, oraz za co ponosił odpowiedzialność i do jakich dobrych decyzji przyłożył rękę w głosowaniu. Tę decyzję o utworzeniu Ogólnopolskiej Komisji Historycznej, podjął Komitet Wykonawczy, któremu miałem ogromną przyjemność przewodniczyć od XII Kongresu ZSP(marzec 1985 roku), a jego skład tworzyli koledzy(niestety nie mieliśmy w naszym składzie koleżanek):Marek Józefiak, Zbigniew Wróbel, Jarosław Pachowski, Piotr Kucharski, Stanisław Wójcik, Sławomir Golonka oraz nieżyjący już niestety Marian Redwan i Dariusz Wojtczak. W 1987 do Komitetu Wykonawczego, po odejściu kolegów Sławomira Golonki i Zbigniewa Wróbla do pracy zawodowej, dołączyli do KW koledzy: Ludwik Klinkosz i Ireneusz Sitarski. Jednakże, nawet taki skład Komitetu Wykonawczego nie sprostał by zadaniom, jakie przed nami stanęły gdyby nie to ,że udało się nam zaprosić i pozyskać do współpracy, na stanowiska kierownicze w Radzie Naczelnej oraz w jednostkach gospodarczych, kompetentne grono współpracowników, dla których działanie na rzecz budowania i umacniania organizacji, było wyzwaniem które nie tylko chcieli podjąć ale i potrafili mu sprostać. Dlatego chciałbym także przypomnieć, że w tym czasie(lata 1985-87) kierownikami najważniejszych wydziałów oraz jednostek organizacyjnych RN ZSP byli: Tadeusz Sajur, Zbigniew Jasik, Jarosław Jachimowski, Barbara Błąkała, Marian Kubalica, Robert Błaut, Robert Kwiatkowski, Henryk Łaniecki, Włodzimierz Czarzasty, Jacek Raciborski, Jerzy Rychlik, Zenon Pokojski, Elżbieta Tulwin, Ireneusz Sitarski, Andrzej Kratiuk, Andrzej Księżny, Jacek Furga, Mariusz Lesiak, Jan Garlicki. Funkcje dyrektorów jednostek gospodarczych ZSP, czyli Almaturu, Alma-Artu, Alma-Pressu i Student-Sevice pełnili: Wojciech Kaczorowski, Wojciech Zieliński, Piotr Osmólski, Piotr Pronobis, Tadeusz Milik, Tadeusz Kołosowski, Waldemar Radomski, Krzysztof Bęgowski, Wojciech Łysek. Redaktorami naczelnymi i zastępcami w ITD i w Studencie byli: Andrzej Nierychło, Marek Siwiec, Tadeusz Skoczek, Piotr Aleksandrowicz, Wojciech Jędrzejewski i Wojciech Kaczorowski. Przedstawicielami ZSP w MZS byli: Jerzy Koźmiński i Sergiusz Najar. Przewodniczącym Głównej Komisji Rewizyjnej był Tomasz Ścibiorek, a funkcję przewodniczącego Naczelnego Sądu Koleżeńskiego pełnili: Bolesław Rynkowski i Tomasz Tutak. Niektórzy koledzy wymienieni są częściej, ale wiąże się to oczywiście ze zmianami kadrowymi, jakie dokonywały się w tym czasie, polegającymi na zasłużonych awansach. To był cały zespół kierowniczy Zrzeszenia Studentów Polskich, który wspólnie z Komitetem Wykonawczym podjął wyzwania, jakie niosły dla nas wydarzenia zachodzące w środowisku studenckim i w naszym otoczeniu. Nie jest więc przypadkiem, że zdecydowana większość z wymienionych koleżanek i kolegów, zdobyte w ZSP umiejętności z powodzeniem wykorzystywała już w czasach III RP, w życiu zawodowym i w działalności publicznej, odnosząc także w tej działalności prawdziwe sukcesy.
III.
- Każda decyzja podejmowana w organizacji studenckiej, a tym bardziej powołanie tak szczególnej struktury jak Komisja Historyczna, skupiającej przecież przedstawicieli pokoleń działających przed nami, wynika zawsze z szeregu uwarunkowań wewnętrznych i zewnętrznych. W przypadku tej decyzji również mieliśmy do czynienia z szeregiem takich uwarunkowań. Wynikały one, przede wszystkim z określonej sytuacji politycznej w jakiej prowadziliśmy działalność i budowaliśmy struktury naszej organizacji, oraz z realizowanej wówczas polityki. „Nowe” ZSP powstało przecież w 1982 roku, jeszcze w okresie stanu wojennego. Ówczesne nasze oczekiwania, czyli osób zaangażowanych w budowę ZSP, a także oczekiwania wielu studentów, przyglądających się temu jak to robimy oraz oczekiwania władz, w bardzo wielu momentach dramatycznie się rozmijały. Dlatego w tamtej sytuacji, najistotniejszym warunkiem skutecznego prowadzenia przez ZSP działalności była wiarygodność deklaracji i realizowanej przez ZSP praktyki działania. Ta zgodność deklaracji, jakie zapisaliśmy w dokumentach z praktyką działania, miała mieć dla nas, jak nigdy do tej pory, fundamentalne znaczenie. Miała ona zweryfikować nas i nasze intencje wobec całego środowiska studenckiego oraz wobec najaktywniejszych spośród studentów, którzy wstąpili do ZSP i w nim działali. Można powiedzieć ,że była ona w tym czasie dla władz ZSP różnych szczebli, swoistym „papierkiem lakmusowym” pokazującym od razu, kim jesteśmy i czego można lub należy spodziewać się po nas? Wiarygodność deklaracji i zgodność praktyki z deklaracjami była dla nas, w warunkach głębokich podziałów politycznych, problemem o znaczeniu fundamentalnym oraz nie podlegającym żadnym dyskusjom i kompromisom. Decydowała wtedy bowiem, o przysłowiowym „być albo nie być” ZSP, o jego „tu teraz” oraz o najbliższej przyszłości.
- Stało się tak dlatego, bo znacząca część środowiska studenckiego, która kiedyś należała do rozwiązanego NZS-u, teraz uznawała ZSP za swojego największego wroga w środowisku studenckim. Odważyliśmy się przecież w ZSP legalnie działać i przekonywać do takiej działalności innych. W ten sposób byliśmy przeciwko bojkotowi, który organizowali koledzy z rozwiązanego NZS-u, bojkotujący otaczającą rzeczywistość i wybierający często, tak zwaną „emigrację wewnętrzną”. To wtedy także zaczyna się szczególna i negatywna w swej wymowie, „stygmatyzacja” ludzi należących do ZSP. Upowszechniana i popularyzowana ciągle do dzisiaj, na przykład w wydawnictwach IPN-u, chociaż minęło już od tamtych wydarzeń ponad ćwierć wieku. Pojawia się w obiegu publicznym, jako formalny wyraz tej stygmatyzacji, pogardliwe określenie „zsyp”, którym część aktywistów rozwiązanego NZS-u określa Zrzeszenie Studentów Polskich oraz członków i działaczy ZSP. Tworzy się w ten sposób, emocjonalna i nieprzekraczalna aż do dziś, linia podziału. Podziału na lepszych, czyli tych z NZS-u i gorszych tych z ZSP. Warto zauważyć, że jest to w dalszym ciągu filozofia i praktyka, którą kultywują kolejne polskie rządy wywodzące się z Solidarności. Z zasady, dawna przynależność do NZS-u jest wtedy przepustką do promowania w życiu społecznym i politycznym tych osób, oraz postaw związanych z ich wyborem, a przynależność do ZSP i SZSP prawie zawsze powodem do dyskredytowania i pomijania. Podobnie jak członkowie rozwiązanego NZS-u, traktowało ZSP w 1982 i 1983 roku wielu pracowników uczelni należących wcześniej do Solidarności. W takiej właśnie sytuacji, nasza wiarygodność w działaniach podejmowanych w środowisku i wobec środowiska studenckiego, oraz samodzielność w formułowaniu stanowisk dotyczących sytuacji w środowisku studenckim, decydowała realnie a nie teoretycznie o tym, czy „nowe” ZSP przetrwa i czy zdobędzie dla swojego programu aprobatę znaczącej części środowiska studenckiego.
- Poprzez działalność prowadzoną w trudnej sytuacji politycznej, musieliśmy udowodnić że dla nas prawdziwą i najważniejszą busolą, wyznaczającą kierunki i zasady naszego działania są słowa „Deklaracji ZSP” z 1982 roku. Deklaracji w której zapisaliśmy: „Zrzeszamy się w celu obrony naszych wspólnych interesów, realizacji naszych potrzeb i ambicji.(..)Jesteśmy organizacją młodzieży akademickiej, nie stwarzającą żadnych barier światopoglądowych, opierającą swoją działalność na zaangażowaniu członków i różnych grup aktywności studenckiej, (..)Reprezentując swoich członków działamy na rzecz całego środowiska we wszystkich sferach aktywności studenckiej, szczególną rolę przypisujemy walce o socjalne zabezpieczenie warunków bytu studenta i rodziny studenckiej. W codziennym życiu pragniemy przyczynić się do urzeczywistnienia w naszym kraju sprawiedliwości społecznej, równości wszystkich obywateli wobec prawa, równego dostępu do oświaty, prawa do pełnego i zgodnego z wykształceniem zatrudnienia oraz innych uniwersalnych wartości socjalizmu.(..)Pragniemy aby nasze działanie cechowało poszanowanie innych osób i poglądów przez nie tworzonych, sprawiedliwość ocen oraz wzajemna pomoc” (2). Takie zdefiniowanie zasad którymi kierowaliśmy się w naszym działaniu było jednocześnie naszą „legitymacją”, mającą określić pozycję członków ZSP w środowisku studenckim, w szczególności w relacjach z naszymi krytykami i oponentami. Odpowiadało także na fundamentalny problem, dlaczego i po co zrzeszamy się w organizacji oraz dlaczego chcemy być aktywni, prowadząc legalną działalność w warunkach stanu wojennego.
- Lata 1982-85 dowiodły, że w sytuacji naznaczonej nieustającą konfrontacją polityczną, ZSP potrafiło przetrwać i rozbudować swoje struktury. ZSP było także w stanie podejmować samodzielne działania mające wymiar i konsekwencje polityczne. Bo wtedy demonstracją szczególnej postawy politycznej i dokonanego wyboru, było właśnie oficjalne działanie w ZSP. To w tym czasie, dzięki aktywności członków i sympatyków ZSP odbudowane zostały także wszystkie najważniejsze festiwale kulturalne i artystyczne. Pojawiły się nowe struktury organizacyjne i formy mecenatu dla różnych sfer studenckiej aktywności, oraz nowe możliwości działalności studentów w ZSP. Budować skutecznie i trwale mogliśmy jednak tylko wtedy, gdy przestrzegliśmy konsekwentnie zasad określonych w deklaracji ZSP. To ona bowiem tworzyła swoisty „wspólny mianownik”, jednoczący w ZSP nowych ludzi i środowiska. To właśnie „Deklaracja ZSP”, stając się tym szczególnym „wspólnym mianownikiem”, określała jednocześnie podstawowe reguły naszego postępowania wewnątrz ZSP i wobec naszego otoczenia.
- Odbudowując poprzez aktywność ZSP, to co często było przerwane przez stan wojenny, prawie zawsze zwracaliśmy się z ofertą do ludzi aktywnych i twórczych ,nie traktując pytania o ich poglądy polityczne jako rzeczy przesadnie ważnej. Dla nas w tamtym czasie najważniejszym było pytanie, czy ci do których się zwracamy z naszą ofertą i zaproszeniem, chcą być aktywni razem z nami i czy chcą realizować ważne dla siebie cele z poszanowaniem zasad, które określają tożsamość ZSP. Z tego właśnie powodu, część władz czyniła nam nieustannie zarzuty posądzając nas o to, że naszym działaniem bardziej sprzyjamy opozycji niż wspieramy partię. Działania służące popieraniu partii były dla nas coraz trudniejsze, bo z deklarowanej wówczas przez PZPR „linii porozumienia i walki”, przedstawiciele partii którzy się najczęściej z nami kontaktowali, imperatywem swojego działania uczynili niestety nieustanną walkę i ciągłe okopywanie się w partyjnych okopach, bez chęci realnego poznania i zrozumienia tego co dzieje się w innych środowiskach. Próbowali także i nas wepchnąć w tę ślepą uliczkę jałowej konfrontacji politycznej, w ramach której mieliśmy walczyć w środowisku studenckim, o obronę socjalistycznych racji, w imię hasła że „socjalizmu należy bronić tak, jak niepodległości Polski”.
- Gdyby ZSP uległo wtedy iluzji o konieczności prowadzenia tej walki i konfrontacji w ten sposób oraz wzięło w niej otwarty udział, to na pewno nie zorganizowalibyśmy już w maju 1983 roku XIX-tego Festiwalu Piosenki Studenckiej. Festiwalu, który wygrała Antonina Krzysztoń, występująca wtedy równie często w kościołach jak i klubach prowadzonych przez ZSP. Kolejnym laureatem jednej z głównych nagród był na tym Festiwalu „Zespół Reprezentacyjny”, którego członkowie, zdaje się, że w nowej rzeczywistości politycznej po 1990 roku, chcieliby o tym zapomnieć i próbują często przemilczeć ten fakt. Po Festiwalu, już w 25(1154) nr ITD z 19 czerwca 1983 roku wydrukowane zostały obszerne fragmenty protokołu jury, z podaniem nazwisk wszystkich laureatów oraz tekstami piosenek, które zaśpiewali oni na Festiwalu. To najlepiej pokazuje, że nie był to przez ZSP Festiwal przemilczany a jego laureaci nie byli pomijani. Dlatego laureaci tego Festiwalu z 1983 roku, nie mają i dzisiaj żadnego powodu do tego, żeby się tego występu wstydzić lub uciekać w amnezję. Laureaci byli przecież przez ZSP szeroko promowani i otrzymali od ZSP możliwości zaprezentowania się i pokazania, nie tylko zresztą w środowisku studenckim. Zasadnym jest chyba dzisiaj przekonanie że właśnie te ówczesne działania ZSP, są dzisiaj powodem dla niektórych z nich, do ukrywania tego faktu i nieprzyznawania się do tego, że debiutowali w stanie wojennym. Dodatkowo na Festiwalu który organizowało właśnie ZSP, które nie pytało żadnego z uczestników o jego poglądy polityczne, bo na tym Festiwalu nie to było oceniane. Na Festiwalu wystąpiło aż 44 wykonawców, solistów i zespołów. Wykonawców występujących na Festiwalu oceniało i przyznawało im nagrody, jury w składzie, który koniecznie trzeba przypominać. Jury tego Festiwalu tworzyli bowiem ludzie wyjątkowi: Jan Poprawa(przewodniczący), Marek Grechuta, Jan Kaczmarek, Lucjan Kaszycki, Zygmunt Konieczny, Wojciech Młynarski, Jan Kanty-Pawluśkiewicz, Jan Pietrzak, Jan Tadeusz Stanisławski i Jerzy Stuhr (3). Gdybyśmy więc wtedy brali udział w tej polityczno-ideologicznej konfrontacji na warunkach partii, to również na pewno nie udałoby się nam w lipcu 1983 roku wznowić, po sześciu latach przerwy, Festiwalu Artystycznego Młodzieży Akademickiej. Famy-83, na której jurorami w 1983 roku byli również, nie jacyś anonimowi twórcy, ale tacy artyści i animatorzy kultury jak: Jan Poprawa, Jan Wołek, Bogusław Sobczuk, Piotr Skrzynecki, Marek Stryszowski, Michał Tarkowski, Andrzej Warchał i Andrzej Ibis Wróblewski, a wewnętrzny, wydawany dla uczestników Famy-83 Biuletyn Informacyjny, swoimi rysunkami wzbogacał sam Andrzej Mleczko. Każde z tych nazwisk, w przypadku nieżyjących, jest już na trwałe zapisane w annałach polskiej kultury, albo jest ciągle zapisywane przez żyjących, ich twórczą aktywnością. I tak właśnie jak na tych przywołanych Festiwalach, było przez całe lata na wszystkich innych „polach” naszej „zetespowskiej” aktywności. Były te festiwale manifestacją naszej postawy, w toczącej się wtedy konfrontacji politycznej i walce o przysłowiowy „rząd dusz”, w środowisku studenckim. Ogromne znaczenie w tej „walce” spełniała nie zawsze chcąc tego, działalność kulturalna jaka organizowało i prowadziło ZSP. W tej działalności najszybciej i najpełniej, dokonywała się praktyczna weryfikacja naszych deklaracji, w konfrontacji z praktyką dnia codziennego, jaką wtedy realizowaliśmy.
- Świadomie przywołuję te dwa ważne kulturalne wydarzenia z 1983 roku, czyli jeszcze z początkowego okresu działania „nowego” ZSP. Trwał przecież ciągle stan wojenny, wyznaczający bardzo szczególne ramy prowadzenia oficjalnej i legalnej działalności w środowisku studenckim, także w kulturze studenckiej. To jak się zachowa ZSP w tej właśnie sferze aktywności, miało ogromne znaczenie dla weryfikowania przez środowisko naszej wiarygodności. Dlatego te zainicjowane i zrealizowane przez ZSP wydarzenia, pokazują najlepiej jak w praktyce pojmowaliśmy sens i cel naszej ówczesnej działalności. Mówią jednocześnie wiele o tym co robiliśmy, oraz o tym jak to robiliśmy. Mówią o wiele więcej, niż współczesne deklaracje i opinie oraz usprawiedliwienia wygłaszane po latach przez tych, którzy tylko ciągle mówią o tym, że wtedy też chcieli zrobić coś pożytecznego. Tylko w decydującym momencie zabrakło im chyba odwagi lub determinacji do działania. Przecież dobrze pamiętamy o tym, że wielu ludzi robiło wtedy zupełnie coś innego niż to, o czym tak chętnie dzisiaj mówią, lub tylko przyglądało się temu, co robimy w ZSP. Przywołałem także nazwiska ludzi związanych z tymi dwoma festiwalami z 1983 roku. Mógłbym zresztą tych nazwisk ludzi z tamtych czasów, wymienić przy tej okazji zdecydowanie więcej. Są to nazwiska ludzi którzy z nami odtworzyli te ważne dla środowiska studenckiego wydarzenia, brali w nich udział jako nasi starsi koledzy, dbali o ich poziom artystyczny i firmowali je swoimi nazwiskami. Te nazwiska pokazują także najlepiej, z kim było nam po drodze i do jakich osób kierowaliśmy naszą działalność, oraz z kim współtworzyliśmy naszą ofertę. Ogromne zasługi dla takiego ukształtowania naszej działalności w kulturze studenckiej związane są z realnymi inicjatywami i działalnością prowadzoną przez kolegę Mariana Redwana. To z nazwiskiem Mariana i z Jego umiejętnościami przyciągania do działalności ZSP w kulturze, tak wielu różnych i często, bardzo od nas na początku odległych osób, zawdzięczamy to wszystko, co było w tych czasach naszym prawdziwym osiągnięciem i autentycznym dorobkiem w działalności kulturalnej. Dzięki temu że poważnie traktowaliśmy w praktycznym działaniu to, co zapisaliśmy w naszej „studenckiej konstytucji”, czyli w ”Deklaracji ZSP” tworzyliśmy niezbędne warunki do skupienia wokół ZSP ludzi aktywnych, niepokornych i nieobojętnych oraz nieprzeciętnie uzdolnionych i utalentowanych. Działając w ten sposób stworzyliśmy właśnie „tu i teraz”, niezbędne warunki naszym utalentowanym kolegom, do rozwijania ich talentów oraz do publicznego zaistnienia na studenckich scenach. Dzięki takiej właśnie „filozofii działania” udało się nam w efekcie, zachować ciągłość organizacyjną i programową działalności Zrzeszenia oraz doprowadzić do odbudowy, w stosunkowo krótkim czasie, wszystkich najważniejszych form społecznej aktywności w środowisku studenckim.
IV.
- Niezwykle ważnym wyzwaniem dla naszej ówczesnej działalności, było doprowadzenie do autentycznego partnerstwa z władzami państwowymi i akademickimi oraz działanie na rzecz partnerskich relacji z powstającymi samorządami studenckimi. Szczególna pozycja samorządów studenckich wynikała z nowych regulacji, zawartych w ustawie o szkolnictwie wyższym. Uzyskiwały one praktycznie monopol na reprezentowanie środowiska studenckiego wobec władz akademickich. Szanując więc i doceniając samorząd studencki, ZSP w swojej Deklaracji z 1982 roku stwierdzało jednak, że ”Zamierzamy także kształtować systemy wychowania i nauczania, współtworzyć autonomiczną ,samodzielną i nowoczesną uczelnię. Będziemy walczyć o miejsce dla samorządności studenckiej w systemie szkolnictwa wyższego, o możliwość wpływania na , dotyczące studentów i absolwentów szkół wyższych, decyzje władz uczelni i kierowniczych organów państwowych” (4). Samorząd przejął wiele funkcji i zadań , które w przeszłości wypełniało ZSP i SZSP. W nowej sytuacji, ZSP chciało także mieć swoich przedstawicieli w organach samorządu. W sytuacji jaka powstawała po utworzeniu samorządu, priorytetowym dla nas zadaniem było doprowadzenie do tego, żeby samorząd studencki nie stawał się wrogiem ZSP. To właśnie dlatego, w bardzo wielu uczelniach członkowie ZSP aktywnie działali w organach tworzącego się samorządu studenckiego. Oczywiście członkowie ZSP stawali się przedstawicielami środowiska studenckiego, w wyniku wyborów do organów samorządu ,dokonywanych przez studentów zgodnie z nową ustawą. Przypomnieć także należy i o tym ,że w kilku dużych uczelniach samorząd studencki stał się zastępczą formą, zorganizowanej obecności członków NZS w życiu szkół wyższych. Zastępując im w ten sposób organizację rozwiązaną na początku 1982 roku. Dlatego dla wielu działaczy samorządów studenckich, oprócz zadań jakie ustawowo miał wykonywać samorząd, pojawiło się zadanie dodatkowe nigdzie nie zapisane. Było nim, prowadzenie poprzez samorząd studencki walki z wpływami ZSP. Ta działalność stała się w latach 1983-86 dla wielu studenckich działaczy samorządowych, przedłużeniem dawnej walki i konfrontacji jaką prowadzili z SZSP, w okresie swojej działalności w NZS-ie. Stworzyło to nam niestety w tych uczelniach, szczególne trudne warunki do budowania partnerskich relacji z samorządami studenckimi i stało się polem wielu konfliktów, których nie mogliśmy uniknąć.
- Odpowiedzialne dążenie do partnerstwa musi zawsze zakładać, pełną odpowiedzialność za to co się bierze na siebie i za co się chce odpowiadać. Nasze ówczesne dążenie do partnerstwa z aktywną częścią środowiska studenckiego oraz z władzami miało zawsze bardzo praktyczny cel. Nie było pustą ideą i propagandowym hasłem, deklarowanym jednostronnie i na pokaz. Podporządkowane było zawsze temu, żeby stworzyć w ten sposób lepsze i korzystniejsze warunki do realizacji naszych programowych inicjatyw. Chcieliśmy tworzyć te warunki w czasach, w których przyszło nam żyć i działać. Czyli z uwzględnieniem realiów politycznych i społecznych, ale jednocześnie nie za cenę np. rezygnacji z ambicji artystycznych, twórczych czy programowych, przy realizacji konkretnych „imprez”.
- O tym jak pojmowaliśmy to partnerstwo w praktyce, najlepiej świadczą słowa skierowane do uczestników, odbywającej się w 1983 roku FAMY, przez jej dyrektora Wojciecha Hawryszuka, który tekstem zatytułowanym „Fama to artyści” otwarcie apelował do uczestników Famy słowami ”Nie może się stać tak ,żeby FAMA była ostatnim festiwalem odbywającym się w Świnoujściu. Musimy postarać się o to , by był to festiwal artystyczny, a nie powiedzmy szczerze-festiwal anegdot politycznych. Takie samo stanowisko prezentowałem w 1981 r. –kiedy wszystko było wolno. Teraz wolno mniej i trzeba zdawać sobie sprawę z tego ,że wolno mniej. Musimy być partnerami wobec władzy, która – i to nie jest truizm-podejmując to ryzyko/bo to jest pewne ryzyko/ zaufała nam , że to partnerstwo będzie utrzymane” (5). Takie właśnie słowa – jak te kierowane do kilkusetosobowej grupy uczestników, szczególnej przecież i w szczególnych warunkach wznawianej FAMY- najlepiej oddają to jak pojmowaliśmy wtedy naszą samodzielność i odpowiedzialność za to co robimy oraz jak postępowaliśmy wobec osób z którymi chcieliśmy współpracować.
- To że FAMA została reaktywowana już w 1983 roku oraz że przetrwała do dzisiaj, to także – a być może, przede wszystkim – efekt stosowania w praktyce, takiej właśnie filozofii społecznej działalności. Brania zawsze pełnej odpowiedzialności za wszystko co robimy, a nie uciekanie od tej odpowiedzialności, oraz nieustanne szukanie poparcia w środowisku, dawało nam przekonanie że postępujemy słusznie. A jednocześnie dawało nam prawie pewność że to co robimy, obroni się nie tylko przed tymi którzy chcą nam przeszkodzić i atakują nas, ale i przed trybunałami i wyrokami historii. Sytuacja polityczna w jakiej wówczas działaliśmy, powodowała przecież, że nie wszyscy studenci popierali nas i zgadzali się z tym, co i jak robimy. Ten czas, powszechnej kiedyś zgody środowiska studenckiego wokół ZSP, nieodwołalnie już skończył się wcześniej. Dlatego tym ważniejsze było dla nas zdanie i opinia tych, którzy byli z nami w ZSP i zdecydowali się wspólnie z nami działać.
- Z aktywną częścią środowiska studenckiego działaliśmy wspólnie i zgodnie, na rzecz tworzenia, bardziej autonomicznego i lepszego środowiska studenckiego, niż otaczająca nas na co dzień „szara i codzienna” rzeczywistość społeczna i polityczna. Współtworzyliśmy poprzez naszą działalność, w tych trudnych warunkach, najpierw małe a później coraz większe środowisko wokół ZSP, w którym można było mówić i robić coraz więcej. Dlatego warto przypominać nazwiska ludzi którzy wtedy, w 1983 roku, swoimi działaniami i postawą, realizowali zapisane w Deklaracji ZSP zasady oraz , koncepcję pracy ZSP w środowisku i na rzecz środowiska studenckiego. Koncepcję, która zawsze zakładała pełną odpowiedzialności za to co i jak robimy, oraz stosowanie dialogu jako metody poprzez którą poprawiamy i zmieniamy warunki w jakich działamy. Poprzez nieustający dialog w środowisku i ze środowiskiem studenckim oraz poprzez poszanowanie indywidualności i osobowości osób z którymi pracowaliśmy, dążyliśmy do skupienia wokół ZSP najaktywniejszych studentów. Prowadząc z kolei dialog z władzami, chcieliśmy te warunki w jakich działamy ciągle poprawiać i zmieniać. Pokazując przy okazji odpowiedzialność za to co robimy i przekonując jednocześnie w ten sposób ,że jesteśmy partnerami odpowiedzialnymi za zachowania i postawy coraz większej części środowiska studenckiego. Należy także przypomnieć – bo szybko się o tym zapomina – że prowadząc ten trudny dialog , także w krańcowo trudnych przecież warunkach stanu wojennego, pokazywaliśmy w środowisku studenckim, że liczą się nie tylko demonstracje, strajki i ucieczka na wewnętrzną emigrację. Do czego tak usilnie namawiał wtedy studenckich twórców NZS oraz wiele innych środowisk i tzw. „autorytetów”. Pokazywaliśmy w wymiarze praktycznym a nie przy pomocy ulotnych i tracących swą siłę słów, że tak naprawdę liczą się bardzo praktyczne działania. Czyniące świat wokół nas, chociaż trochę lepszym oraz pozwalające w ten sposób, zaistnieć tym studentom, którzy byli bardziej uzdolnieni i mogli to pokazać innym. W ten sposób „nowe ZSP” nawiązywało do „filozofii działania” ZSP z lat poprzednich, stosując ją w zupełnie odmiennych warunkach, podzielonego środowiska studenckiego.
- Wiarygodne przełożenie tej pozytywistycznej filozofii społecznego działania, na konkretne i efektywne czyny było zawsze zasługą takich osób, które potrafiły jednocześnie swą postawą, inspirować do współpracy oraz przyciągnąć wielu innych do wspólnego działania. W opisywanej tu szerzej działalności kulturalnej ZSP po 1982 roku, taką osobą był niewątpliwie kolega Marian Redwan. Będąc członkiem kierownictwa ZSP, przede wszystkim inspirował i tworzył warunki do działania dla innych oraz powodował, że mogli oni pokazać swoje organizacyjne talenty i umiejętności. Warto więc pamiętać o tym, że w 1983 roku dyrektorem Famy był Wojciech”Baca”Hawryszuk, dyrektorem programowym, nieżyjący już Krzysztof Lipski, dyrektorem administracyjnym Marek Wójcik, pełnomocnikiem Rady Naczelnej ZSP ds. FAMY, nieżyjąca już Alicja Jośko, szefem produkcji Ludwik Kurek a zaopatrzenie, transport i technikę realizował Zbigniew Wójcik. Świadomie przywołuję nazwiska tych osób, może mniej znanych niż nazwiska wielu z tych, którzy brylowali i ciągle brylują na „poststudenckich salonach” i spotkaniach, a o swojej życzliwości dla ZSP przypomnieli sobie dopiero wtedy, gdy na tradycyjne rocznicowe spotkania odbywające się w kwietniu, uczestników-z powodu nadmiaru chętnych, do spotkania z bywającymi na nich przedstawicielami władz państwowych- wpuszczało Biuro Ochrony Rządu. Moim zdaniem, to właśnie takim osobom, jak te przywołane wyżej oraz takim postawom i zachowaniom koleżanek i kolegów z ZSP, jak opisane wcześniej, zawdzięczamy przede wszystkim to że ZSP przetrwało bardzo trudne czasy, w latach 1982-1983 oraz, że w 1986 roku mogła być rozważana potrzeba powołania Komisji Historycznej.
V.
- Komisja miała nam – ówczesnym działaczom budującego się ciągle ZSP, w większości wywodzącym się przecież z rozwiązanego w 1982 roku SZSP – pomóc także w recepcji przez ZSP, wielkiej i ciągle żywej w środowisku zrzeszeniowej tradycji. Legendy i tradycji ciągle żywej co prawda w środowisku studenckim, ale przecież legendy rzadko zawierają recepty na działanie w konkretnych warunkach i same jeszcze, niczego nie zmieniają. Rzeczywistość zmieniają ludzie którzy potrafią doprowadzić do tego ,że tradycja i legenda staje się czymś tak potrzebnym i akceptowanym, że inspiruje działanie i daje w efekcie poczucie większej wspólnoty. Dlatego adaptacja w „nowym”(po raz ostatni używam tego słowa z cudzysłowem-bo przecież nie było w tym czasie ani później, żadnego innego ZSP) Zrzeszeniu Studentów Polskich „legendy” dawnego Zrzeszenia, miała nam pomóc w wypełnieniu realną treścią uchwały XII Kongresu ZSP z 1985 roku, o ciągłości ruchu studenckiego. Decyzją Kongresu, formalnie włączono do w numeracji kongresów ZSP, odbyte wcześniej kongresy ZSP i zjazdy SZSP. Zawierała się jednocześnie w tej formalnej przecież uchwale, także manifestacja naszych przekonań o niezwykłej ważności i znaczeniu ciągłości zrzeszeniowej tradycji, budowanej teraz przez nowe Zrzeszenie. Mieliśmy oczywiście także świadomość tego, że będzie to dla nas zobowiązanie i zadanie bardzo trudne do zrealizowania. Ale przecież to budowanie formalnej i programowej ciągłości, oraz wypełnianie jej treścią, od czegoś trzeba było zacząć.
- Należy pamiętać i o tym, że nie byliśmy wtedy jedynymi pretendentami do ubiegania się o dziedziczenie tej tradycji. Byli też w środowisku studenckim i akademickim reprezentanci poglądów dość oryginalnych, uważający że to właśnie NZS w okresie swojego działania i konkurowania z SZSP, przejął do realizowanej przez siebie koncepcji reprezentowania środowiska studenckiego więcej niż my z tradycji Zrzeszenia sprzed 1973 roku. W wielu dyskusjach i polemikach prowadzonych w tamtym czasie formułowano także pogląd o potrzebie wyraźnego oddzielenia, widoczną cezurą i symboliką nowego ZSP od tego prawdziwego, czyli Zrzeszenia sprzed 1973 roku. Wyrazem tego myślenia były na przykład takie pomysły, żeby określać powstałe w 1982 roku ZSP, nazwą ZSP „Bis”. Ta dość oryginalna propozycja była jednocześnie na tyle egzotyczna, że została szybko zapomniana. Wyraźne echo tych poglądów powraca jednak ciągle po latach w niektórych środowiskach, w ruchu „poststudenckim”, który ukształtował się na bazie inicjatyw podejmowanych przez Komisję Historyczną. W wielu środowiskach, pojawia się znowu podział na lepszych i gorszych, byłych członków i działaczy ZSP. Bo przecież zdaniem zwolenników takiego podziału, pierwsi należeli do lepszego, czyli „prawdziwego” ZSP a drudzy tylko do tego „gorszego”, które powstało i działało po 1982 roku. Tak dyskutując, przy okazji zupełnie zapomina się o tym, że argumentem decydującym o tym, czy możemy mówić o ciągłości, powinno być to, czy działalność programowa ZSP po 1982 roku opierała się na wartościach i celach, którym służyło ZSP przed 1973r. Tamto ZSP było przecież i wtedy bardzo różne w różnych okresach swej ponad dwudziestoletniej historii. Decydowały o tym także uwarunkowania zewnętrzne w jakich działało ZSP i stopień realnego zaangażowania się środowiska studenckiego w działalność ZSP. To był zresztą szczególny fenomen tej organizacji. Polegający również na tym, że w różnych okresach historycznych te trzy słowa ”Zrzeszenie Studentów Polskich” bardziej jednoczyły a nie dzieliły. Także w czasach, gdy sporów i podziałów mieliśmy w Polsce aż za dużo. Dlatego, taki formalny bardzo spór jest moim zdaniem jałowy i zupełnie niepotrzebny. Sprowadza nas na manowce i marginalizuje przy okazji to wszystko, co się udało „środowisku zrzeszeniowemu” zbudować w III RP. Zbudować, dzięki zgodnej aktywności różnych organizacji i ruchów „postzetespowskich”, skupionych wokół inicjatyw programowych i organizacyjnych komisji historycznej, lub bezpośrednio z niej wyrastających. To budowanie „postzetespowskiego” środowiska, oparte było na fundamentalnym założeniu, że naszym wspólnym obowiązkiem jest dbanie o upowszechnianie, łączącej nas a nie dzielącej, zrzeszeniowej tradycji oraz promowanie ludzi ożywiających tę tradycję, swoją postawą i zachowaniem.Gdyby kiedyś właśnie, wśród byłych działaczy ZSP i SZSP, górę wzięły tendencje do dzielenia a nie jednoczenia się wokół tradycji i wartości którym służyło ZSP , to po 1982 roku nasze ówczesne działania i inicjatywy, z góry skazane byłyby na porażkę. Stało się na szczęście inaczej i dlatego mogliśmy, także przy pomocy Komisji Historycznej lepiej poznawać naszą „zrzeszeniową” przeszłość, do której później, tak często nawiązywaliśmy w działalności programowej i organizacyjnej.
- Chcieliśmy także, jako władze ZSP różnych szczebli, uzyskiwać od Komisji pomoc w procesie organizowania ruchu intelektualnego w środowisku studenckim. Ruchu ukierunkowanego na budowanie ciągłości tradycji i szacunku współczesnych pokoleń działaczy ZSP dla ludzi, którzy w przeszłości budowali naszą Organizację. W takim działaniu Komisji, widzieliśmy także szansę na wzmocnienie naszej pozycji w środowisku studenckim oraz wobec władz akademickich, a bywało także że wobec części nieufnej nam kadry naukowej. W ówczesnej sytuacji politycznej wiedzieliśmy ,że nie unikniemy krytycznej oceny przeszłości ruchu studenckiego. Także przeszłości nie tak znowu odległej, wiążącej się z działalnością naszą i naszych poprzedników z ZSP i SZSP, oraz problemów jakie stworzyło dla formułowania tych ocen, ponowne pojawienie się na scenie politycznej ZSP. Chcieliśmy o tej przeszłości i o tych problemach merytorycznie i rzetelnie dyskutować. Dyskutować z udziałem naszych poprzedników w zrzeszeniowej sztafecie pokoleń, po to by wypracowywać oceny i wnioski, które mogły nam pomóc w naszej bieżącej działalności. Dążyliśmy do tego, bo obserwując uważnie to co nas otacza, upewnialiśmy się że organizacja, która w środowisku studenckim boi się swojej przeszłości i jej oceny, jest pozbawiona w polskich warunkach większych szans na lepszą przyszłość. A my w ZSP i poprzez aktywność w ZSP, chcieliśmy tę lepszą przyszłość budować i współkształtować. Budować i współkształtować „właśnie tu i teraz”, w warunkach i czasie, w którym dane nam było studiować i działać w organizacji. Dodatkowo, uważaliśmy że to właśnie ZSP ma, w tym czasie najlepszą ofertę dla środowiska studenckiego, oraz że nie wszystkie problemy i trudności związane z realizacją tej oferty, mogą być sprowadzone do problemu różnic politycznych w środowisku studenckim. Część z tych problemów tkwiła oczywiście w samym ZSP, w jego słabościach i problemach które musieliśmy pokonać sami, prowadząc i organizując działalność struktur ZSP. Część jednak znajdowała się poza środowiskiem studenckim, i wynikała z wielkich polskich problemów, nierozwiązanych od lat. To także w tym obszarze wspólnych prac i poszukiwań, upatrywaliśmy sens zadań i potrzebę formalizowania pracy Komisji Historycznej.
- Przewrotnie można więc powiedzieć, że w tej sytuacji jaka wtedy istniała i w tamtym klimacie politycznym, to my tak naprawdę, chyba nie mogliśmy nie powołać tej komisji. Decydowała głównie o tym, pilna potrzeba podjęcia dyskusji na nasz wewnętrzny użytek, o tym czym był i jakie funkcje spełniał w przeszłości ruch studencki, na czym polegała ciągłość funkcji i zadań jakie w przeszłości spełniało ZSP i SZSP w środowisku studenckim oraz jakie wnioski wynikają z tych ocen dla współczesnej organizacji. Dyskusja, w której omawialiśmy te problemy, była jednocześnie dla działaczy ZSP ważną formą zdobywania wiedzy potrzebnej w bieżącym działaniu, oraz służyła kształtowania postaw i zachowań. Komisja stworzyła także szansę na skupienie wokół ZSP ludzi należących kiedyś do ZSP, a którzy teraz byli już często po drugiej stronie „politycznej polskiej barykady”. Takiego wyboru dokonali bowiem po 1980 roku, ale zachowali do swojej dawnej aktywności w ZSP dużo sentymentu i dobrych wspomnień. Konieczne jest także podkreślenie tego, że budowanie tej komisji oraz jej różnorodna i bogata od początku działalność nie byłaby możliwa, gdyby na samym początku zabrakło życzliwego przyjęcia tej inicjatywy przez środowiska byłych działaczy ZSP i SZSP. Bardzo szybko okazało się, że ta komisja jest ważna także dla tych środowisk, bo stała się ważną i potrzebną płaszczyzną, ułatwiającą integrację tych środowisk wokół ZSP. W naszych planach i zamierzeniach, komisja miała także pomóc nam, w przekonywaniu władz politycznych do poszerzania autonomii działania ZSP i poszanowania przez nie, szczególnych form działania naszej organizacji. Takie były w tym czasie, nasze wewnętrzne potrzeby oraz uwarunkowania i przesłanki, podjęcia przez Radę Naczelną ZSP decyzji o powołaniu tej Komisji.
VI.
- Ważne znaczenie, znacznie przyśpieszające powołanie komisji, miały również uwarunkowania zewnętrzne, płynące do nas z realnego świata polskiej polityki. Ten realny świat w którym się poruszaliśmy, to oczywiście, przede wszystkim to wszystko co się działo w środowisku studenckim. Nasze realne oddziaływanie na ten świat, polegało głównie na działalności programowej. Z kolei, to naturalne nasze środowisko, wpływało na nas swoim stosunkiem do naszej oferty i publicznym „recenzowaniem” naszej działalności. Niezwykle istotne znaczenie dla powodzenia naszej działalności programowej miały nasze relacje z władzami, oraz stosunek władz do naszej działalności. Nie działaliśmy przecież w próżni, a realizując różnorodne inicjatywy programowe musieliśmy zabiegać o warunki i to nie tylko finansowe dla ich realizacji. Pomimo zadeklarowania przez PZPR na VII Plenum KC PZPR specjalnej polityki młodzieżowej, przez cały 1985 rok nasze ówczesne kontakty na szczeblu centralnym, z odpowiednimi strukturami PZPR – odpowiadającymi za politykę Partii wobec młodzieży i studentów, oraz wobec środowisk kulturalnych – zdeterminowane były przez dążenie tych ośrodków, do narzucania nam obcych dla nas zadań, metod i form pracy. Momentami wydawało się nam, że ówcześni włodarze tej polityki, lepiej od nas wiedzą jak należy w środowisku studenckim działać i postępować. Realizowali zapewne w ten szczególny sposób, deklarowaną przez PZPR „linię porozumienia i walki”. Zapominali jednak, że w tym haśle chodziło także o porozumienie. Nie pamiętając o znaczeniu partyjnego działania na rzecz porozumienia, pozostawali niestety tylko z imperatywem ciągłej walki, jako jedynej metody osiągania sukcesu, w działalności jaką prowadzili. Tą właśnie metodą próbowali także, osiągnąć sukces w swojej działalności wobec środowiska studenckiego.
- Była to jednak niestety, bardzo często walka tylko z nami, czyli z członkami i działaczami Zrzeszenia, a nie z realnymi przeciwnikami partyjnych koncepcji. Polegała między innymi na ciągłym udowadnianiu nam ,że nie wiemy jak można i należy skuteczniej działać oraz nieustannym „wplątywaniu” nas, w takie inicjatywy programowe, które nie budowały i nie mogły służyć budowaniu naszego autorytetu i pozycji w środowisku studenckim. Tkwił w tym wszystkim, co wynikało dla nas z tego specyficznego „współdziałania” z partią, szczególny paradoks sytuacji w jakiej się znajdowaliśmy. Przecież my także, jako organizacja studencka byliśmy po „lewej” stronie sceny politycznej. W tamtym czasie, wszyscy którzy działali legalnie w środowisku studenckim, płynęli po wzburzonym morzu polskich emocji tą samą „tratwą”, którą z coraz większym trudem kierowała i prowadziła PZPR. Czyli razem, czy tego chcieliśmy czy nie chcieliśmy, byliśmy po tej samej stronie, głównej linii polskiego konfliktu i podziałów politycznych. W środowisku akademickim bowiem ci którzy w latach 80-tych działali w ZSP, byli wciąż na cenzurowanym i byli zwalczani przez tę część kadry naukowej, która sympatyzowała z Solidarnością i NZS. Z kolei część samorządów studenckich ,w których działali byli działacze NZS-u skupiała się głównie na tym, jak ograniczyć finansowanie działalności ZSP a nie na tym, jak współdziałać z nami dla dobra środowiska studenckiego. A nam przez cały 1985 rok podkładane były dodatkowo przez działaczy partii, formalnie przecież zainteresowanej umacnianiem się ZSP, chyba już nie przysłowiowe a raczej prawdziwe kłody pod nogi.
- Niestety dla nas, były to ciągle czasy gdy wielu działaczy partyjnych nie wiedziało jeszcze, że w ZSRR zwycięży pieriestrojka i polityka głastnosti oraz że wcześniejsze rozwiązania i metody pracy partyjnej, sprowadzające się do „dyrygowania” przez partię wszystkim i wszystkimi, trzeba już wyrzucić na śmietnik politycznej historii. Chyba w dalszym ciągu wielu ludzi, zajmujących się w PZPR sprawami młodzieży i kultury uważało, że rozwiązaniem dla polskich problemów pracy partii z młodzieżą i środowiskami twórczymi jest polityka zbliżona do tej, jaką realizowali u siebie towarzysze z NRD i ZSRR. Z tego punktu widzenia imponująca musiała być dla nich dyspozycyjność i sprawność oraz „papierowa” skuteczność, z jaką np. działacze Komsomołu i FDJ realizowali partyjne dyrektywy w sprawach młodzieży. W istocie decyzji podejmowanych wobec nas w 1985 roku, to taki właśnie model, być może niechcący chcieli przenieść na Polski grunt. Boleśnie odczuwali przy tym brak naszej dyspozycyjności i każdą krytykę przez nas, często niezbyt mądrych pomysłów i posunięć swojego autorstwa. Nie rozumieli albo nie chcieli zrozumieć, wyjątkowej złożoności sytuacji w jakiej przyszło nam działać. Najchętniej spotykali się więc z podzielającymi ich przekonania i koncepcje oraz praktycznie odrzucali, jakiekolwiek formy kontaktów z osobami, które nie chciały aprobować takiej polityki jaką uprawiali. Patrząc na istotę naszych problemów z takich pozycji jakie zajmowali, to oczywiście większość naszych ówczesnych kontaktów z twórcami, kontaktów związanych chociażby z przygotowywaniem kolejnych festiwali i występów klubowych, musiała budzić ich ogromny niepokój oraz nieufność do nas. Przecież większość twórców z kabaretów studenckich, krytykowała i ośmieszała, a nie wychwalała naszą polityczną rzeczywistość. Dlatego, my także zdaniem tych towarzyszy powinniśmy, jeżeli nie zwalczać ich, to co najmniej starać się unikać kontaktu z nimi, a pokazywanie ich na organizowanych przez nas imprezach w zasadzie nie wchodziło w grę. Domagali się ciągle, żebyśmy mocniej utożsamiali się z prezentowanym przez nich, ideologicznym argumentem o konieczności obrony socjalizmu w Polsce, poprzez zastosowanie, w głównych obszarach naszej aktywności programowej, metod działania wynikających z tzw. „linii porozumienia i walki”.
- To z tego powodu, kierowano do nas nieustannie interwencyjne pisma, opieczętowane trójkątnymi pieczątkami, jakich używała wówczas PZPR. Pisma, w których np. ówczesny kierownik wydziału ds. młodzieży w KC PZPR, zazwyczaj żądał od nas, rzeczy niemożliwych do spełnienia przez ZSP. Dysponuję do dzisiaj zestawem takich listów. Nakazywano nam w nich lub żądano od nas, oceniając nasze działania w różnych obszarach aktywności programowej, na przykład: karania osób personalnie odpowiedzialnych za przygotowania do moskiewskiego festiwalu młodzieży i studentów, ukarania osób odpowiadających w kierownictwie ZSP za organizację wymiany młodzieżowej z Czechosłowacją i za organizację FAMY-85. A przecież listy te kierowane były przez przedstawicieli KC PZPR, do samodzielnej i legalnie działającej organizacji studenckiej, już po zadeklarowaniu przez PZPR na IX Plenum KC PZPR specjalnej polityki młodzieżowej, polegającej między innymi na wspieraniu przez partię organizacji młodzieżowych. Trudno uciec przed konstatacją, że te listy z partyjnymi groźbami i zapowiedziami kar, zdecydowanie zaprzeczały polityce deklarowanej przez partię, w imieniu której były do nas wysyłane.
- Żeby nie być posądzanym o mówienie ogólników, przedstawię przykłady takich działań i sytuacji. W niektóre sytuacje, tworzone przez partyjne działania, z dzisiejszej perspektywy aż trudno uwierzyć ,że mogły się naprawdę wydarzyć. Inne zaś, tylko śmieszą i wywołują smutne refleksje nad granicami, które przekracza człowiek, gdy dostanie trochę, jakże zazwyczaj złudnej, formalnej władzy politycznej. Dodatkowego i szczególnego wymiaru tym konfliktom, które stworzyły lub ilustrują dokumenty które przywołam, dodawał fakt, że większość członków kierownictwa Zrzeszenia z lat 1985-87 należała także do PZPR. Ale zapewniam że te wydarzenia, chociaż były tylko karykaturą partnerskiej polityki i dotyczyły głównie sfery politycznej, to miały dla nas wtedy także praktyczne i bardzo negatywne znaczenie. Komplikowały i utrudniały naszą działalność programową w środowisku studenckim oraz powodowały przy okazji ,że nasza, niezbyt już silna wiara w pragmatyzm ludzi władzy z którymi współpracujemy, słabła wraz z każdym takim nowym faktem i zdarzeniem. To w tych wydarzeniach, dziejących się na linii ZSP – aparat władzy PZPR, pojawiły się także, te szczególne „znaki czasów”, które musieliśmy przemyśleć i zrozumieć oraz wyciągnąć z nich dla ZSP praktyczne wnioski. Definiowały one w wielu momentach, nasze konieczne kontakty z władzami, bo to przecież władze określały warunki w których mogliśmy legalnie działać i realizować nasze inicjatywy programowe. Jeżeli chcieliśmy, a chcieliśmy tego bardzo, realizować tak różnorodne inicjatywy programowe jakie wtedy powstawały w ZSP, to obowiązkiem władz Organizacji było stworzenie niezbędnych warunków politycznych i finansowych do tego, żeby te inicjatywy mogły być realizowane przez ZSP i ludzi związanych wtedy z organizacją. O tym musieliśmy ciągle pamiętać jako członkowie władz ZSP, odpowiadający za współtworzenie warunków w jakich działało ZSP. Musieliśmy jednocześnie określić także dla siebie, w tej coraz bardziej złożonej dla nas sytuacji, nieprzekraczalne granice kompromisu. Granic których nie mogliśmy przekroczyć, żeby w efekcie nie skompromitować i nie pogrążyć organizacji, w niebycie politycznym albo w środowiskowym ostracyzmie. O takich właśnie działaniach, chciałbym opowiedzieć w dalszej części tego tekstu.
VII.
- O szczególnej wyobraźni politycznej ówczesnych decydentów, najlepiej świadczył fakt, że uznali za konieczne abyśmy pod koniec kwietnia 1985 roku, zgromadzili blisko 400 studentów na specjalnym grupowaniu, w wojskowych koszarach na warszawskich Młocinach. Zgrupowaniu, którego celem było wyćwiczenie przez uczestników specjalnego kroku marszowego, przygotowywanego przez wojsko na defiladę, odbywającą się w Warszawie w dniu 9 maja 1985 roku, z okazji 40 rocznicy zakończenia II Wojny Światowej. Długo musieliśmy tłumaczyć i przekonywać decydentów politycznych, że studentom nie potrzeba aż tak długiego zgrupowania na tak proste w sumie ćwiczenia oraz, że zgrupowanie to – niestety dla studentów – odbywa się tuż przed letnią sesją egzaminacyjną. Uzyskiwaliśmy tylko odpowiedź, że defilada musi się odbyć, bo tak zadecydowały najwyższe władze naszego kraju i że jeżeli nie poradzimy sobie z tą sytuacją, to przebierze się w stroje studenckie np. junaków z OHP i oni zastąpią godnie ZSP na tej defiladzie. Jedynym ustępstwem które udało się nam uzyskać, było skrócenie tego zgrupowania o kilka dni dla studentów.
- W tej sytuacji stało się oczywistym dla nas, że uwzględniając naszą ówczesną ”polityczną rację stanu” nie możemy pozwolić na to, żeby zamiast studentów reprezentujących członków ZSP na tej defiladzie, maszerowali na niej „przebrani” za studentów członkowie OHP. W pilnym trybie musieliśmy pod koniec kwietnia 1985 roku, zorganizować na Młocinach obozy klubów turystycznych i zespołów artystycznych. A w konsekwencji tej decyzji o udziale ZSP w defiladzie, musieliśmy codziennie odwiedzać uczestników tych obozów i prowadzić na Młocinach, niekończące się rozmowy o polskiej polityce oraz o tym, czy i dlaczego musimy, jako przedstawiciele środowiska studenckiego brać udział w tej defiladzie? Tłumaczyliśmy nasze racje i przekonywaliśmy uczestników do tego, jak jest to ważne w ówczesnej sytuacji, dla przyszłości naszej organizacji. Była to przy okazji dla nas, szczególna i pouczająca lekcja pokazująca, jak i przy pomocy jakich metod, realizuje się tak zwaną „realpolitik”. Lekcja szczególna, zarówno dla uczestników tych obozów, jak i dla nas, członków kierownictwa organizacji. Przez blisko dwa tygodnie, nie istniało bowiem dla kierownictwa ZSP praktycznie nic ważniejszego, niż zgrupowanie na Młocinach. Ciągle zajmowaliśmy się zgrupowaniem, na którym do defilady przygotowywała się „nasza reprezentacja”, której szczególnym zadaniem było reprezentowanie na defiladzie środowiska studenckiego i ZSP. Pomimo wielu przykrych rozmów, w których temat mądrości politycznej naszych polityków był niezwykle często poruszany, nasze koleżanki i koledzy doskonale zrozumieli sytuację i na defiladzie „kompania studencka”, prowadzona przez sekretarza RN kolegę Piotra Kucharskiego, także wzbudziła aplauz i uznanie. Wcześniej jednak, obecni na tym zgrupowaniu uczestnicy, na różne sposoby odreagowywali niekończące się ciągle próby. W sposób szczególny wielu z nich, ulżyło sobie szczególnie na próbie generalnej przed defiladą. Demonstrowali bowiem rękoma, przyglądającym się tej próbie oficjelom, niezwykle groźnie wtedy prezentującą się „literę V”, symbolizującą zakazaną przecież Solidarność. Wzbudzili tym jakże prostym gestem, panikę u przyglądających się tej próbie towarzyszy z KC i pułkowników z GZP, którzy panicznie przestraszyli się tego, że może się to ponownie stać na samej defiladzie. O tym wszystkim wiedzieli jednak tylko ci, którzy czytali specjalne biuletyny wydawane podczas tego zgrupowania, bo na zewnątrz wszystko wyglądało bardzo ładnie i radośnie.
- Jakie więc wynikały dla ZSP korzyści z tej defilady i jaki był sens takiego udziału w niej młodzieży studenckiej? Formalnie, chyba tylko taki, że w defiladzie oprócz żołnierzy i weteranów II Wojny Światowej, wzięła także udział reprezentacja młodzieży. Dla władz, które kilka lat wcześniej wprowadziły stan wojenny, miało to ogromne znaczenie propagandowe. Propagandowo więc wszystko się zgadzało i można było odnotować kolejny „papierowy” sukces. Kolejny przykład zwycięstwa propagandy nad pragmatyzmem i zdrowym rozsądkiem. Propagandowo wszystko dobrze wyglądało. Przecież na rocznicowej defiladzie zorganizowanej przez wojsko, w jednym szeregu z wojskiem maszerowali przecież przedstawiciele całej polskiej młodzieży, łącznie ze studentami. Dodatkowo, udział młodzieży symbolizował, zdaniem organizatorów, którymi byli Główny Zarząd Polityczny Wojska Polskiego oraz wydział młodzieży KC, koordynujący pracę i przygotowanie organizacji młodzieżowych do defilady, szczególny rodzaj rosnącego poparcia młodzieży dla ówczesnej polityki Partii.
- Czy tak było naprawdę? W „środowisku”, które my organizowaliśmy na tę defiladę było jednak zupełnie inaczej. O tym przekonywały nas codziennie, niekończące się praktycznie, rozmowy z uczestnikami studenckiego zgrupowania. Dla nas w ZSP, ta defilada była krótkotrwałym propagandowym „sukcesikiem” władz, okupionym naszą intensywną, nieefektywną w dłuższej perspektywie pracą. Wiedzieliśmy, że ta defilada nie przyniesie nam w środowisku studenckim jakichkolwiek pozytywnych efektów. Dla nas ta defilada miała jednak także dodatkowe znaczenie, mierzone nie tylko stosunkiem środowiska studenckiego do naszego udziału w niej. Mogliśmy oczywiście, nie wziąć udziału w tej defiladzie, twierdząc że nie jesteśmy w stanie zmobilizować przed sesją egzaminacyjną, odpowiednio licznej grupy studentek i studentów. O tym czy tak rzeczywiście mogliśmy postąpić i jakie to mogło przynieść dla nas konsekwencje, miały nas już niebawem przekonać, działania władz w okresie czerwiec – październik 1985 roku, dotyczące naszych głównych inicjatyw programowych. O tym na czym one polegały i jakie konsekwencje dla nas niosły piszę w dalszej części tekstu. Określając wtedy, pod koniec marca 1985 roku, nasz stosunek do tej „partyjno-rządowej” inicjatywy, jaką była defilada, musieliśmy liczyć się z tym, i to głównie brać pod uwagę, że gdy za pewien czas pójdziemy do władz np. po pieniądze na nasze studenckie imprezy, to usłyszymy od władz zamiast pozytywnej decyzji, banalne i proste pytanie, o to, co robiliśmy wtedy, gdy odbywała się ta defilada? Pytanie może z obecnej perspektywy banalne i prostej można na nie udzielać odpowiedzi, ale wtedy i w tamtych realiach, wyglądało to wszystko zupełnie inaczej. Dlatego musieliśmy postąpić inaczej, oraz zmobilizować i uruchomić wszystkie nasze możliwości organizacyjne. Postępując w ten sposób, pokazaliśmy głównie władzom, naszą samodzielność i podmiotowość w reprezentowaniu środowiska studenckiego, oraz zdolność do radzenia sobie z nietypowymi problemami. Większości środowiska studenckiego te nasze problemy z defiladą i dylematy związane z braniem w niej udziału zupełnie nie obchodziły. A swoją drogą, ciekawie mogłaby wyglądać na tej defiladzie, reprezentacja studencka, wyłoniona przez przedstawicieli samorządów studenckich, coraz częściej wtedy promowanych tak mocno przez władze. Była oczywiście i cena jaką za to zapłaciliśmy. Tą najniższą ceną jaką zapłaciliśmy było oderwanie wielu studentów i naszych pracowników od ważniejszych dla nich i dla organizacji spraw. Jednak o wiele wyższą cenę, płaciliśmy dopiero podczas niekończących się dyskusji na jej temat z uczestnikami, którzy krytycznie oceniali samą formułę oraz tryb przygotowywania tego wydarzenia i udział w nim ZSP. Wszystko to zrobiliśmy tylko po to, żeby obronić podmiotowość organizacji, a przy okazji żeby pokazać obserwatorom w Warszawie i oglądającym relację telewizyjną, że w defiladzie maszerują także studenci.
VIII.
- FAMA zawsze była festiwalem wzbudzającym szczególne zainteresowanie różnych instytucji i osób. Bywało że to zainteresowanie, jak w 1983 roku pomagało nam w jej przygotowaniu i skutecznym przywróceniu do życia, po sześciu latach przerwy. Bywało też zupełnie inaczej, czyli jak w 1985 roku. Była to dla nas szczególna, bo jubileuszowa XV FAMA. Z bogatszym niż zwykle programem oraz większym niż zazwyczaj gronem uczestników. Jak zwykle, także przygotowaniom do tej jubileuszowej FAMY towarzyszyło wiele emocji i problemów programowych , politycznych i finansowych. Nauczeni różnymi doświadczeniami z przeszłości, przygotowaniom do tej edycji FAMY poświęciliśmy zdecydowanie więcej uwagi niż zazwyczaj. Już 20 maja 1985 roku, Komitet Wykonawczy RN ZSP odbył w Szczecinie posiedzenie, poświęcone programowi i sprawom organizacyjnym. Z miejscowymi władzami administracyjnymi i politycznymi, czyli z przedstawicielami KW PZPR w Szczecinie przedyskutowaliśmy program oraz nasze potrzeby związane z Festiwalem. Ze względu na rangę jubileuszowej FAMY uznaliśmy także za konieczne, wcześniejsze odbycie wszelkich niezbędnych konsultacji w sprawie ostatecznej wersji programu.
- W dniu 18 czerwca 1985 roku, Komitet Wykonawczy RN ZSP zorganizował w Warszawie specjalne spotkanie poświęcone tylko tej sprawie. Chcieliśmy o programie rozmawiać otwarcie i ze wszystkimi którzy powinni być nim zainteresowani. Dlatego na spotkanie zaprosiliśmy przedstawicieli: Wydziałów KC PZPR ds. Kultury i Młodzieży, Ministerstwa Kultury i Sztuki, Biura ds. Młodzieży Urzędu Rady Ministrów, Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, Głównego Urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk. W spotkaniu jednak wzięli udział tylko przedstawiciele: MSW, GUPKiW(dla tych którzy zapomnieli przypominam, że pod tym skrótem kryła się „popularna” cenzura) i Biura ds. Młodzieży URM. Na spotkaniu nie zgłoszono żadnych poważniejszych uwag do programu Festiwalu. Wydawało się nam że w przygotowaniach i uzgodnieniach wszystko przebiega bardzo sprawnie. Pomijając oczywiście fakt, że na zorganizowanym przez nas spotkaniu nie było przedstawicieli KC PZPR. Rychło okazało się że ten właśnie fakt będzie miał dla nas ogromne konsekwencje, oraz że nieobecność przedstawicieli KC PZPR na spotkaniu które zorganizowaliśmy, nie oznacza wcale tego że nie mają oni uwag do programu FAMY. Każdy kto organizował takie festiwale w tamtych czasach dobrze wiedział, że wcześniejsza akceptacja programu była niezbędna nie tylko do tego żeby zbilansować takie wydarzenie organizacyjnie i finansowo. Była ona potrzebna, przede wszystkim do tego, żeby można je było w ogóle zorganizować. Dopiero po takiej akceptacji można było odpowiedzialnie powiadamiać i zapraszać uczestników, przygotować bazę,itp. Ogromna ilość spraw i problemów które trzeba było rozwiązywać z odpowiednim wyprzedzeniem, bo wszystko to odbywało się przecież w czasach bez internetu oraz ze słabo działającą łącznością telefoniczną.
- W 9 dni po spotkaniu, które zorganizowaliśmy żeby zamknąć jak najszybciej w Warszawie polityczną dyskusję nad programem, czyli 27 czerwca zostałem poinformowany przez kierownika wydziału ds. młodzieży w KC PZPR, że właśnie wydział kultury KC zgłosił do programu FAMY istotne uwagi. Kontaktując się niestety dopiero 1 lipca-bo wcześniej był dla nas niedostępny- z kierownikiem wydziału kultury w KC PZPR , dowiedziałem się tylko że o tych uwagach i całej sprawie wszystko wie jego zastępca i żebym się z nim skontaktował. Ponieważ nie udało mi się odpowiednio szybko zorganizować spotkania z zastępcą kierownika wydziału kultury, czarne myśli zaczęły gościć w naszych głowach. Jednocześnie byliśmy w kierownictwie Rady Naczelnej ZSP przekonani o tym, że właśnie tym razem w całym naszym działaniu związanym z przygotowaniami do FAMY, dochowaliśmy jak to się ładnie określa prawniczym językiem „należytej staranności”. Bardzo jednak „naiwnie” sądziliśmy, że organizując spotkanie w sprawie programu Famy w Radzie Naczelnej ZSP zrobiliśmy wszystko co trzeba, żeby wyjaśnić wcześniej i ze wszystkimi zainteresowanymi wszelkie wątpliwości i nie zostawić niczego na ostatni moment. Szybko okazało się, jak bardzo w tej sprawie „pobłądziliśmy”. Zapracowani towarzysze z KC, którzy nie mieli czasu albo odwagi żeby przyjść na spotkanie jakie zorganizowaliśmy 18 czerwca, postanowili pokazać nam teraz, kto w Polsce rządzi i do kogo należy ostatnie słowo w takich sprawach.
- W trybie pilnym, na kilkadziesiąt godzin przed rozpoczęciem FAMY zarządzono, na wniosek sekretarza KC odpowiadającego za sprawy kultury, odbycie specjalnego spotkania poświęconego przygotowaniom do XV Festiwalu Fama-85. Spotkanie odbyło się 6 lipca i prowadził je osobiście kierownik wydziału KC PZPR ds. młodzieży a brali w nim udział przedstawiciele wydziału Kultury KC PZPR, Ministerstwa Kultury, przewodniczący Rady Naczelnej ZSP i I Sekretarz POP PZPR przy RN ZSP. Na spotkaniu tym poddano totalnej krytyce koncepcję programową Famy-85 i zażądano od ZSP dokonania w programie kilkunastu zmian programowych , jako warunku tak zwanej politycznej akceptacji dla tego Festiwalu przez KC PZPR i uruchomienia dofinansowania przez MKiSz i Biuro Młodzieży URM. Zagrożono nam jednocześnie że jeżeli nie dokonamy tych zmian, FAMA zostanie zawieszona. Bez precyzowania jednak co to oznacza, w sytuacji gdy w Świnoujściu przebywało już kilkuset uczestników festiwalu oraz zaproszeni twórcy, Rada Artystyczna Festiwalu i jurorzy. Wszystkie te żądania dotyczyły programu FAMY zatwierdzonego kilka tygodniu temu, przez Radę Artystyczną FAMY i Radę Naczelną ZSP. Warto przypomnieć przy okazji że Radę Artystyczną na Famie-85 tworzyli, jak zwykle to bywało na Famie, ludzie o ogromnym dorobku artystycznym i pozycji zawodowej. W 1985 roku jej członkami byli: Jan Poprawa,(przewodniczący),oraz Andrzej Śmigielski, Tadeusz Nyczek, Andrzej Rozhin, Jan Tadeusz Stanisławski, Stanisław Zygmunt i Jan Wołek. Zatwierdzony przez nas program był dobrze znany gospodarzom spotkania, już co najmniej od kilkunastu dni. Od razu też można było zauważyć jak pracowicie i wszechstronnie przez ten czas nasi gospodarze z KC PZPR przygotowywali się niego. Wśród szczegółowych żądań wysuniętych pod naszym adresem, były tak kuriozalne jak żądanie wyeliminowania z Festiwalu, przeglądu filmów zachodnioniemieckich, naruszającego jakoby – w związku z obchodzoną w 1985 roku czterdziestą rocznicą powrotu do Polski Ziem Zachodnich i Północnych – polskie sojusze i polską rację stanu. Uznano ten przegląd za prowokacyjny i jawnie antysocjalistyczny, oraz chyba, bardzo zagrażający naszemu morale , bo w jego programie były na nim między innymi takie filmy jak „Blaszany bębenek”.
- Z oczywistych powodów, jako organizatorzy Festiwalu nie mogliśmy się na te żądania i na taki tryb pracy nad programem zgodzić. Traktowaliśmy bardzo poważnie wszystkich z którymi przygotowywaliśmy ten Festiwal oraz zaproszonych na Festiwal twórców. Dlatego nie mogliśmy w ten sposób , nie wnikając nawet w meritum wyrażonych na tym spotkaniu żądań, dokonywać w przygotowanym już do realizacje programie takich zmian, jakich zażądano od nas. W efekcie tego spotkania Komitet Wykonawczy RN ZSP, po zapoznaniu się z przebiegiem i sformułowanych pod naszym adresem żądań, 8 lipca jednomyślnie podtrzymał decyzję o organizowaniu Famy-85 w kształcie programowym, zatwierdzonym w maju 1985 roku przez Radę Naczelną.
- Konsekwencją takiego stanowiska KW RN ZSP były pisma, skierowane do Rady Naczelnej przez kierownika Wydziału KC PZPR ds. młodzieży i pismo dyrektora zarządu szkół artystycznych MKiSz, skierowane do Akademickiego Biura Kultury i Sztuki Zrzeszenia Studentów Polskich, jako bezpośredniego organizatora Famy-85. Ze względu na wyjątkowość obu tych pism i szczególny charakter ich bardzo swoistej „poetyki” składającej się głównie z gróźb i żądań, przytoczę je w całości. Ponieważ najszybszy, w reakcji na zaistniałą sytuację był dyrektor zarządu szkół artystycznych Ministerstwa Kultury i Sztuki, to zachowam także tę chronologię w prezentowaniu korespondencji, która stworzyła nam nieprzewidywane przez nas nawet w najczarniejszych snach, okoliczności i trudności przy realizacji Famy-1985.
- W piśmie dyrektora zarządu szkół artystycznych datowanym na 6 lipca, a więc wysłanym do nas od razu w dniu, w którym odbywało się spotkanie zwołane z inicjatywy sekretarza KC, adresowanym do Akademickiego Biura Kultury i Sztuki, znalazły się następujące słowa „W związku z decyzją w sprawie zawieszenia Festiwalu Artystycznego Młodzieży Akademickiej „Fama 85” Zarząd Szkół Artystycznych prosi o zablokowanie przekazanej kwoty w wysokości 5 000 000,0 zł przez Wasze Biuro na ten cel i nie finansowanie. Ostateczne decyzje w sprawie możliwości wykorzystania tej kwoty na powyższy Festiwal zostaną podjęte po zmianie decyzji dotyczących organizacji imprezy” (6). Dyrektor jako uczestnik tego spotkania, był na tyle przezorny i „wyrobiony politycznie”, że nie powoływał się w swoim piśmie na autora który według niego, zadecydował o zawieszeniu całego Festiwalu. Rada Naczelna Zrzeszenia przecież takiej decyzji nie podjęła i nie zamierzała jej podjąć.
- Z kolei kierownik wydziału ds. młodzieży KC PZPR w piśmie z 9 lipca 1985 roku, adresowanym do przewodniczącego Rady Naczelnej ZSP pisał, że ”W związku z rozpoczynającym się XV Festiwalem Artystycznym Młodzieży Akademickiej, pragniemy podkreślić, że w pełni podtrzymujemy nasze stanowisko odnośnie kształtu programowego „FAMY-85”, przedstawione na spotkaniu w dniu 1985-07-05. W zaistniałej sytuacji nie możemy wziąć na siebie współodpowiedzialności politycznej za jego przebieg. Pragniemy podkreślić, iż w przypadku zrealizowania punktów programu godzących w linię polityczną i programową PZPR, wszelkie negatywne konsekwencje wynikające z oceny XV Festiwalu, obciążą członków partii w kierownictwie RN ZSP. Z powyższymi uwagami prosimy zapoznać członków PZPR w Komitecie Wykonawczym, oraz I Sekretarza POP w Radzie Naczelnej Zrzeszenia Studentów Polskich” (7). Z cytowanym pismem zapoznałem oczywiście wszystkich członków Komitetu Wykonawczego RN ZSP należących do PZPR oraz do ZSL i SD. Ponieważ nie podzielaliśmy w Komitecie Wykonawczym opinii i wniosków, jakie sformułowali autorzy cytowanych pism, które powstały po opisanym spotkaniu, na którym zażądano od ZSP zmian programowych a w przypadku ich niedokonania grożono nam zawieszeniem festiwalu, zmuszeni zostaliśmy do podjęcia działań, które miały bronić naszej suwerenności w sprawie Festiwalu.
- W dniu 10 lipca 1985 roku – Festiwal trwał już od 3 dni- kierownictwo ZSP odbyło spotkanie z I sekretarzem KW PZPR w Szczecinie. Po tym spotkaniu dokonaliśmy pewnych przesunięć w programie, polegających głównie na tym że niektóre pozycje programowe, wzbudzające kontrowersje we władzach wojewódzkich PZPR, przenieśliśmy do mniej eksponowanych klubów i na mniejsze sceny. Z niczego jednak w tym programie nie zrezygnowaliśmy. Tylko to wystarczyło jednak żebyśmy na Famie już tak mocno nie godzili w „linię polityczną i programową PZPR”. Przed czym, tak usilnie przestrzegał nas w swoim piśmie do Rady Naczelnej ZSP kierownik wydziału KC, grożąc nam surowymi konsekwencjami politycznymi. Po tym wszystkim co zrobiliśmy, Fama-85 mogła się już w miarę spokojnie odbywać. Nareszcie mogli „mówić” ze sceny artyści a nie partyjni urzędnicy!! W Warszawie jednak niektórzy i to nie tylko partyjni urzędnicy, w dalszym ciągu uważali że FAMA jest „zawieszona”. Dlatego oczywiście nie korzystali także z naszych zaproszeń, żeby osobiście i na miejscu przekonać się o tym, czym jest ta, tak groźna dla partii, studencka Fama-85. Okazało się że, ta edycja Festiwalu po prostu dla nich nie istnieje. Bo Fama według tych urzędników, po decyzjach jakie podjęto w KC, po prostu w 1985 roku nie miała prawa się odbywać!!.
- Prawdziwe a nie udawane życie, było jednak silniejsze, nawet od partyjnych decyzji i blokad. XV jubileuszowa FAMA, odbywała się więc przez prawie cały lipiec 1985 roku, w Świnoujściu. Koncert inaugurujący jubileuszową Famę miał tytuł „Zanim się ogień w nas wypali” i wystąpili w nim między innymi : Zespół Reprezentacyjny, Henryk Albert i Andrzej Wyrzykowski, Grażyna Orszt, Martyna Jakubowicz, Jan Tadeusz Stanisławski, Jan Wołek, Music Market, Przemysław Gintrowski, Andrzej Rosiewicz, Jarosław Zimowski. To także wśród uczestników tego koncertu byli ci, którzy zdaniem KC PZPR godzili swoją artystyczną działalnością w „linię programową i polityczną partii”. A po koncercie inauguracyjnym odbyły się wszystkie kolejne koncerty, zajęcia warsztatowe, happeningi i inne przewidziane w programie wydarzenia, łącznie z koncertem finałowym.
- Krótka informacja o koncercie otwierającym jubileuszową Famę-85, ukazała się jednak dopiero w ITD(30 nr) z 28 lipca 1985 roku, co biorąc pod uwagę nawet ówczesny długi cykl wydawniczy, było już sygnałem problemów które nas czekają. Nosiła tytuł ”Informacja z ostatniej chwili”, co sugerowało że w najbliższych numerach ITD możemy oczekiwać kolejnych informacji z Famy. Potem jednak zapadła głęboka cisza. Nie pisały o wydarzeniach dziejących się na Famie-85 żadne ogólnopolskie gazety, nie informowały o niej również telewizja polska i polskie radio. Ukazywały się tylko bardzo okrojone informacje w mediach regionalnych, bo przecież nie można było w tych gazetach, zupełnie zignorować obecności w Świnoujściu kilkuset studenckich artystów i zaproszonych gości. Oczywiście wtajemniczeni od początku o tym wiedzieli, że Fama-85 nie „zaistniała” w mediach ogólnopolskich, bo nie zgodziliśmy się na zmiany w jej programie.
- Co gorsze dla nas, po ukazaniu się w „ITD” z 28 lipca cytowanego artykułu, cisza w sprawie Famy-85 zapadła także na łamach tego tytułu. Dopiero w nr 35 „ITD” z 1 września 1985 roku, ukazał się artykuł Pawła Tomczyka zatytułowany „Bezzębna Fama”. Autor artykułu obszernie zaprezentował to co się działo na Famie-85. Poinformował czytelników że tym razem jury Famy nie przyznało głównej nagrody, w postaci „Trójzębu Neptuna” oraz o tym że nagrody FAMY-85 otrzymali: „Superduo”(Cezary Ray i Piotr Soszyński)- nagrodę w wysokości 100 tys. zł, a ”Duo Laboratorium”(Janusz Grzywacz i Marek Stryszowski)- nagrodę specjalną w wysokości 30 tys. zł. Półroczne stypendia w wysokości po 60 tys. zł otrzymali Jerzy Słoma Słomiński i Stefan Błaszczyński, a stypendia w wysokości po 10 tys. zł otrzymały teatry „Mandala” i „KTO”. Jednocześnie autor podzielił opinię jury Famy-85, działającego tym razem w składzie: Jerzy Chmiel, Janusz Atlas, Piotr Cywiński, Zbigniew Hołdys, Wacław Krupiński, Roman Lewandowski, Maria Niezabitowska, Tadeusz Nyczek i Tomasz Raczek – wśród tych jurorów, KC PZPR także zidentyfikowało osoby które uwierała „programowa i polityczna linia PZPR”- cytując obszerne fragmenty jego protokołu, w którym jury stwierdzało że ”festiwal Fama-85 poza nielicznymi wyjątkami charakteryzował się niskim poziomem artystycznym oraz brakiem twórczych poszukiwań” a także podzielał rosnące zaniepokojenie jury, postępującą komercjalizacją środowiska studenckiego „które pozostając amatorskim w sferze warsztatowej nie potrafiło sprostać intelektualnej odpowiedzialności i aktywnej postawie wobec rzeczywistości”. Autor tego artykułu, podzielając te opinie jury, ani słowem nie wspominał jednak, o jakichkolwiek politycznych demonstracjach na Famie. Chyba że informacja o tym kryła się w enigmatycznym określeniu mówiącym o tym, że środowisko studenckie w tym roku „nie potrafiło sprostać intelektualnej odpowiedzialności i aktywnej postawie wobec rzeczywistości”. Ale byłaby to chyba, zupełnie nieuprawniona nadinterpretacja słów redaktora Tomczyka. Czyli także w 1985 roku, w tej politycznej otoczce, artystycznego przecież a nie politycznego festiwalu było tak, jak to zwykle bywało na wszystkich poprzednich „famach”. Gdyby bowiem było inaczej, lub wydarzyło się coś nadzwyczajnego i spektakularnego, to zostałoby to na pewno opisane na łamach „ITD”.
- Zjawiskiem nowym, które odciskało także na Famie-85 swoje coraz silniejsze piętno, była w tym czasie komercjalizacja kultury studenckiej a nie jej upolitycznienie. Kultura studencka upolityczniona była przecież „od zawsze”. I zawsze było to związane z kontestowaniem przez studenckich twórców rzeczywistości politycznej. Nie było to więc zjawisko nowe, ani takie które zwiastuje nadejście nowych czasów. Tym symbolem zbliżających się czasów była narastająca komercjalizacja kultury studenckiej. Także na Famie artyści dostawali więc pieniądze za występ a nagrody nie były wcale honorowe i symboliczne. Autor „ITD” przywołuje jako ilustrację tego problemu, odpowiednie fragmenty protokołu jury, podając finansową wartości nagród. Całkiem zresztą wysokich jak na studenckie warunki i ówczesne realia. Formułuje jednocześnie pod adresem FAMY marzenie które podzielaliśmy także w ZSP, pisząc ”marzy mi się FAMA , na której uczestnicy obojętnie studenci, czy estradowi wyjadacze dostaną tylko żarcie i spanie. Występy, dokonania artystyczne, cała „nadbudowa” powinny pozostać bezpłatne. Że nie przyjadą Rosiewicz czy Zespół Reprezentacyjny, czy Gintrowski? Nie wiadomo! A jeśli nawet nie, to czy to będzie taka wielka strata? Są inni ludzie, którzy nie powiedzieli jeszcze wszystkiego: Piotrek Bałtroczyk, Jurek Sitarz, Andrzej Sadowski, Sokrates Spiridis, czy jeszcze inni” (8). Komercjalizacja stawała się coraz ważniejszym i realnym problem, definiującym na nowo sytuację w środowiskach studenckiej kultury. To właśnie komercjalizacja, tak mocno dostrzegana przez jury FAMY i przez Pawła Tomczyka, a nie „godzenie w linię polityczną i programową PZPR”, jak uważał kierownik wydziału KC, świadczyła o tym że coś nieodwracalnie się już zmienia w środowisku studenckim. A jednocześnie, że ta zmiana będzie miała ogromne znaczenie dla całej przyszłej formuły aktywności programowej ZSP.
- To właśnie komercjalizacja stawała się dla nas coraz większym problem, a nie to czy jakiś artysta, w piosence lub w kabaretowym „numerze” podważy programową i polityczną linię PZPR. Tak postrzegaliśmy istotę problemów w kulturze studenckiej, które stały przed nami, członkami władz ZSP, będących jednocześnie także członkami partii. Partii, w której niektórzy funkcjonariusze – na nasze nieszczęście, zajmujący się sprawami młodzieży i kultury – formułowali pod naszym adresem głównie groźby, zamiast zajmować się wspólnie z nami diagnozowaniem tych zjawisk i problemów oraz pomocą w ich realnym rozwiązywaniu. Z tym jednak, jak rozwiązywać te problemy musieliśmy radzić sobie zwykle sami. Nie mogliśmy więc także godzić się, na narzucanie nam metod i form pracy ze studenckimi środowiskami twórczymi. Tym bardziej , że metody te były dla nas czymś zupełnie egzotycznym i odbiegającym od praktyki jaką stosowaliśmy. Dlatego nie mogły być także płaszczyzną mogącą określać na stałe, programowe relacje organizacji studenckiej z rządzą partią. Z tego powodu w imieniu Komitetu Wykonawczego RN ZSP, skierowałem 12 lipca 1985 roku, do sekretarza KC PZPR odpowiadającego za sprawy polityki młodzieżowej i kulturalnej obszerny list, w którym zwracaliśmy uwagę na te działania, podejmowane wobec ZSP przez kierownictwo wydziału ds. młodzieży, których nie mogliśmy aprobować.
- Z powodów oczywistych, znaczna część tego listu poświęcona była sprawom Famy-85 i działaniom jakie podejmowali w tej sprawie przedstawiciele PZPR. Ze względu na wyjątkowość całej sytuacji przywołam tylko najistotniejsze fragmenty tego listu, dotyczące właśnie Famy-85. Informując na początku listu sekretarza KC o zastosowanym przez nas trybie uzgadniania programu i dokonanych uzgodnieniach w tej sprawie, pisałem w dalszej części listu w imieniu KW RN ZSP, że „6 lipca br. W KC PZPR odbyło się spotkanie, w którym uczestniczyli przedstawiciele Wydziału ds. Młodzieży, Wydziału Kultury i Ministerstwa Kultury i Sztuki. Na spotkaniu tym zostałem poinformowany o zawieszeniu Festiwalu do czasu dokonania kilkudziesięciu zmian programowych i kadrowych, o cofnięciu rekomendacji dla kolegi Mariana Redwana i wystąpieniu z tym wnioskiem do Sekretariatu KC PZPR. Zostały również wstrzymane dotacje na Festiwal. Z taką metodą pracy i dyskusji nie mogę się zgodzić. Z tego też względu nie zgodziłem się i z decyzją o zawieszeniu Festiwalu, który miał się rozpocząć 7 lipca – czyli w kilkanaście godzin po spotkaniu.(…)Nie mogłem więc przyjąć konwencji spotkania jakie odbyło się 6 lipca za forum do dyskusji o programie Festiwalu. Z tego też względu spotkanie takie – poświęcone dyskusji o programie- odbyło się 10 lipca br. z udziałem tow. Miśkiewicza(ówczesny I Sekretarz KW PZPR w Szczecinie) i przyniosło ustalenia satysfakcjonujące tow. S. Miśkiewicza i ZSP.(…)Trudno jest mi uznać również za zasadną decyzję Zarządu Szkół Artystycznych o wstrzymaniu przekazanej już dotacji. Festiwal, aby móc go ocenić, musi się najpierw odbyć, a do tego potrzebne są i pieniądze a nie tylko dobre chęci.(..) Działania, które przedstawiłem wywołały ogromny niepokój wśród aktywu organizacji, wywołały wiele rozgoryczenia i niechęci. W nowym też świetle stawiają możliwości realizacji swojego programu przez jedną z organizacji młodzieżowych. Nie buduje to w środowisku autorytetu i pozycji ZSP.(…) W załączeniu przekazuję pismo Wydziału ds. Młodzieży KC PZPR z 9 lipca br. i decyzję Zarządu Szkół Artystycznych z 6 lipca 1985 r.” (9). Kopia tego listu skierowana została do wiadomości towarzysza Tadeusza Czechowicza członka Biura Politycznego KC PZPR i przewodniczącego Komisji Młodzieżowej KC PZPR oraz do towarzyszy Józefa Czyrka i Tadeusza Porębskiego, sekretarzy KC PZPR i jednocześnie członków BP KC PZPR. Po poinformowaniu o tej sytuacji, przysłowiowych „wszystkich świętych”, którzy zajmowali się koordynacją polityki partyjnej w obszarach które były dla nas ważne, uznaliśmy że teraz już możemy w miarę „spokojnie” realizować Famę. Ten spokój był zresztą pozorny, bo jak już pisałem mieliśmy przecież zablokowane środki z ministerstwa kultury i z biura ds. młodzieży URM oraz w mediach totalną blokadę przekazu informacji o Famie. W trybie pilnym, musieliśmy przesuwać środki wewnątrz ZSP żeby sfinansować najpilniejsze wydatki Famy oraz prosić o odraczanie wielu płatności. To były dla nas wtedy bardzo trudne i zupełnie niepotrzebne problemy, które musieliśmy rozwiązać żeby Festiwal mógł się odbywać.
- Po tym co nas spotkało już dobrze wiedzieliśmy, że władza utożsamiana z PZPR może nam nie pomóc, ale za to zawsze może nam przysporzyć bardzo dużo, prawdziwych i trudnych do pokonania problemów. I to była właśnie dla nas, przecież członków tej samej Partii w imieniu której pisał do nas kierownik wydziału ds. młodzieży, bardzo dziwna i momentami całkowicie niezrozumiała sytuacja. Na szczęście dla nas, nie wszyscy członkowie partii i władz administracyjnych popierali i stosowali wobec nas, opisywane metody partyjnej pracy. Mieliśmy także – co chcę bardzo mocno podkreślić – w PZPR przyjaciół i sojuszników. To właśnie dzięki nim pokonaliśmy te problemy, jakie stworzyły nam w sprawie Famy-85 decyzje wydziału ds. młodzieży.
- Pokreślić także należy, że towarzysze z wydziałów KC PZPR ds. młodzieży i kultury nie odpuszczali nam zbyt łatwo i nie zamierzali wcale uznawać że realizowana przez nich polityka w sprawie Famy-85 przegrała. Prawie po dwóch miesiącach, po zakończeniu Famy-85, we wrześniu 1985 roku odbyło się w KC PZPR z inicjatywy kierownika wydziału młodzieży, kolejne spotkanie poświęcone ocenie przebiegu Famy-85. Uczestniczyli w nim przedstawiciele: wydziałów KC ds. młodzieży i kultury, ministerstwa kultury oraz ZSP(Antoni Dragan, przewodniczący RN i Marian Redwan, sekretarz RN ds. kultury, jednocześnie dyrektor Alma-Artu i dyrektor Famy-85). Po spotkaniu prowadzonym przez kierownika wydziału ds. młodzieży, sporządzona została bardzo szczegółowa notatka, zawierająca zapis ustaleń i decyzji w sprawie Famy-85 oraz partyjne wyobrażenie o tym, jak należy realizować partyjną politykę w sferze studenckiej kultury oraz wobec ZSP. Z tego powodu przywołam tę notatkę praktycznie w całości, pomijając pkt. I, zawierał on bowiem tylko listę uczestników spotkania.
- Treść tej notatki ilustruje chyba najlepiej mentalność, z jaką zderzaliśmy się wtedy w aparacie partyjnym. Najistotniejsze sformułowania zawierał pkt. II tej notatki, w którym stwierdzano, że „W wyniku spotkania i wypowiedzi poszczególnych dyskutantów(na tym spotkaniu) sprecyzowano następujące wnioski (oczywiście wnioski i całą notatkę przygotowały bez udziału ZSP wydziały KC ds. młodzieży i kultury, została ona po spotkaniu rozesłana do jego uczestników, w tym do ZSP):1.Spotkanie w dniu 5 lipca br. poprzedzające rozpoczęcie FAMY-85 było konieczne i zasadniczo spełniło swój cel. Podjęte wówczas decyzje dotyczące wstrzymania dotacji, ograniczenia popularyzacji festiwalu, itp. były słuszne i celowe. Sprecyzowanie warunków koniecznych do odbycia FAMY-85 pozwoliło organizatorom na niezbędne korekty programów. Można uznać, że przedstawione warunki zostały przez organizatorów w niezbędnym zakresie spełnione.
2.W wyniku oceny festiwalu i działań podjętych przez organizatorów można obecnie odblokować wstrzymane dotacje MKiSz i Biura ds. Młodzieży URM.
3.W przyszłości środki finansowe przeznaczone na dofinansowanie imprez kulturalnych powinny być uruchamiane dopiero po akceptacji poszczególnych projektów programów bądź scenariuszy.
4.Niezbędna jest ściślejsza współpraca ZSP w zakresie przedsięwzięć dotyczących kultury z Wydziałami KC: Kultury i ds. Młodzieży oraz Ministerstwem Kultury i Sztuki. Dotychczasowe doświadczenia wskazują na konieczność przeprofilowania priorytetów politycznych w działalności kulturalnej ZSP, a zwłaszcza kierownictwa Alma-Artu.
5.Celowym jest szybkie przeprowadzenie z inspiracji MKiSz merytorycznej i organizacyjno-finansowej kontroli działalności Alma-Artu.
6.Należy w pilnym trybie doprowadzić do spotkania kierownictwa ZSP z kierownictwem MKiSz w celu wszechstronnego przedyskutowania problemów studenckiego ruchu kulturalnego/spotkanie nie może dojść do skutku od dłuższego czasu, pomimo inicjatywy ZSP/.
7.Uznaje się za uzasadnione powołanie przy Wydziale ds. Młodzieży KC roboczego zespołu ds. kultury młodzieżowej, w skład którego wchodziliby przedstawiciele zainteresowanych Wydziałów KC, resortów i organizacji młodzieżowych. Zadaniem Zespołu byłaby koordynacja wymiany kulturalnej ruchu młodzieżowego z zagranicą, regulowanie stopnia zasięgu działalności młodzieżowych agencji impresaryjnych oraz konsultacja programów i scenariuszy ważniejszych imprez kulturalnych”. (10)
- Pomimo tego że partia nie wzięła na siebie, jak to ujął w swoim piśmie z lipca 1985 roku kierownik wydziału KC PZPR ds. młodzieży „współodpowiedzialności politycznej za jego(to jest Famy) przebieg”, to partyjni urzędnicy ochoczo zajęli się oceną Famy-85, której jeszcze nie tak dawno według nich, w tym roku nie było. Formułując jednocześnie, w bardzo prostej i jednoznacznej formie – chyba na podstawie tego, co im ktoś o tej Famie opowiedział, bo przecież na niej nie byli – cele swojego działania na przyszłość oraz zasady mające określić reguły działania ZSP. Podkreślano więc w tej notatce, że decyzje dotyczące „wstrzymania dotacji, ograniczenia popularyzacji festiwalu (w ten eufemistyczny sposób określono, prawie całkowitą blokadę przekazu informacji o Famie-85 w mediach ogólnopolskich), itp. były słuszne i celowe” a „spotkanie w dniu 5 lipca br. poprzedzające rozpoczęcie FAMY-85 było konieczne i zasadniczo spełniło swój cel”. Dobrze pokazują te sformułowania, że zdaniem partyjnych urzędników, taką właśnie metodę pracy partia uznaje za najbardziej skuteczną oraz że możemy się spodziewać w przyszłości tylko podobnych lub jeszcze gorszych relacji, jeżeli będziemy bronili naszej autonomi. Przyszłość naszej współpracy „w zakresie przedsięwzięć dotyczących kultury z wydziałami KC: Kultury i ds. Młodzieży oraz Ministerstwem Kultury i Sztuki” miała bowiem polegać – zdaniem KC PZPR – na tym, że „środki finansowe na dofinansowanie imprez kulturalnych powinny być uruchamiane dopiero po akceptacji poszczególnych projektów programów bądź scenariuszy”, oczywiście po spełnieniu przez ZSP dodatkowych warunków, którymi były „konieczność przeprofilowania priorytetów politycznych w działalności kulturalnej ZSP, a zwłaszcza kierownictwa Alma-Artu” oraz „szybkie przeprowadzenie z inspiracji MKiSz merytorycznej i organizacyjno-finansowej kontroli działalności Alma-Artu”. Tylko takie problemy dostrzegła partia oceniając Famę-85 i stosownie do tego co zauważyła, zaproponowała odpowiednie rozwiązania. Dodatkowo „partia” chciała jeszcze powołać przy „ Wydziale ds. Młodzieży KC roboczy zespół ds. kultury młodzieżowej” , którego zadaniem miała być „koordynacja wymiany kulturalnej ruchu młodzieżowego z zagranicą, regulowanie stopnia zasięgu działalności młodzieżowych agencji impresaryjnych oraz konsultacja programów i scenariuszy ważniejszych imprez kulturalnych”. Nasza przyszłość w działalności kulturalnej rysowała się więc zdaniem partyjnych urzędników jednoznacznie. Mogliśmy oczywiście w przyszłości realizować nasz program i nasze pomysły, ale dopiero po „uzyskaniu akceptacji poszczególnych programów bądź scenariuszy”, cenzura już chyba wtedy partii nie wystarczała. Dopiero po uzyskaniu takiej akceptacji, mieliśmy zdaniem partii, otrzymywać należne nam dofinansowanie. Nudzący się chyba w swojej pracy coraz bardziej, pracownicy aparatu partyjnego chcieli także zająć się „koordynacją wymiany ruchu kulturalnego z zagranicą” oraz oczywiście tym co najbardziej lubili, czyli „konsultowaniem programów i scenariuszy ważniejszych imprez kulturalnych”, przygotowywanych także przez ZSP. Tak miała w praktyce wyglądać po doświadczeniach 1985 roku , partyjna realizacja postanowień IX Plenum KC PZPR w sprawach młodzieży, na tak zwanym „odcinku studenckim”. Musieliśmy więc – także w dobrze pojętym interesie ZSP- zrobić wszystko, żeby te kuriozalne partyjne pomysły pozostały na zawsze, tylko na papierze i w sferze marzeń niektórych partyjnych pracowników.
- Tylko dlatego, tak obszernie i przywołaniem dokumentów zaprezentowałem to wszystko, co działo się wówczas w relacji ZSP z PZPR na przykładzie Famy-85, bo ilustruje to skalę i istotę naszych ówczesnych problemów w kontaktach z władzami. okazują te dokumenty także, w jakim stopniu partia była gotowa wtedy respektować samodzielność ZSP i uznawać w praktyce a nie w „papierowej teorii” to, że ZSP jak to definiowała „Deklaracja ZSP” jest organizacją, w której „jest miejsce dla różnych ruchów programowych odzwierciedlających pluralizm światopoglądowy środowiska studenckiego” oraz, że ZSP będzie „samodzielnie prezentować swoje oceny praktyki społecznej i gospodarczej naszego kraju”. Od tego właśnie, czy realna „władza” w Polsce – czyli PZPR- zaakceptuje nie tylko zapisy naszych dokumentów, bo to nastąpiło przecież już w 1982 roku po Kongresie Założycielskim ZSP, ale naszą praktyczną działalność, polegającą na kierowaniu się w realizowanej przez nas praktyce tymi właśnie zasadami, zapisanymi w Deklaracji i uchwałach programowych zależało to, jaką organizacją będzie ZSP i jaki program będzie mogło efektywnie zrealizować!! Ta praktyczna weryfikacja, partyjnych metod działania wobec ZSP, tworzyła nam dodatkowe problemy i trudności a nie służyła wspomaganiu naszych działań. Tym razem z inicjatywy partii, powstawały bariery utrudniające rozwój działalności programowej ZSP. A przecież jako ZSP, byliśmy w tym czasie także „cząstką” ówczesnego systemu politycznego. Uznawaliśmy ówczesne realia polityczne oraz reguły toczącej się „gry politycznej”- chociaż starałem się pokazać ,że nie wszystkie. Zabiegaliśmy jednocześnie o stopniowe zmiany mechanizmów i reguł rządzenia oraz o państwowe pieniądze na działalność ZSP. Uznając realia polityczne w których przyszło nam pracować i prowadzić ZSP, nie mogliśmy jednak i nie chcieliśmy działać, wbrew długofalowym interesom naszej Organizacji oraz środowisk które z nami współdziałały. To byłoby przecież w tamtej sytuacji, polityczne samobójstwo Zrzeszenia. Tego zaś, że my nie możemy przekroczyć w działaniu pewnej granicy, nie potrafili ciągle zrozumieć niektórzy przedstawiciele władz. Zamiast zrozumienia naszej sytuacji, domagali się ciągle od ZSP dyspozycyjności i podporządkowania, zbliżonego momentami do granic politycznego serwilizmu. Tej granicy jednak nie chcieliśmy wtedy przekroczyć i nie przekroczyliśmy.
- To także wokół tych spraw związanych z Famą-85oraz pomocy nam w praktycznym rozwiązywaniu problemów, jakie paradoksalnie, wynikały dla nas z legalnego prowadzenia przez ZSP działalności, upatrywaliśmy głęboki sens i potrzebę utworzenia Komisji Historycznej. W tamtym czasie, pewnie jak nigdy wcześniej i nigdy później, potrzebowaliśmy wsparcia naszych starszych kolegów i przyjaciół, należących kiedyś do ZSP a teraz należących i działających w PZPR. Mogliśmy oczywiście w dalszym ciągu przemawiać do wyobraźni naszych „partyjnych nadzorców”, tak jak robiliśmy przy okazji Famy-85. Ale była to metoda bardzo nieefektywna na dłuższy czas i prowadząca tylko, do marnotrawienia czasu a przy okazji wikłająca ciągle nas w zbędne dla nas konflikty. Dobrze wiedzieliśmy podsumowując Famę-85 na własny użytek, że w ten sposób nie osiągniemy dla ZSP żadnych większych sukcesów. I dlatego potrzebowaliśmy dla ZSP, w świecie „dorosłej polskiej polityki” i w naszym otoczeniu politycznym sojusznika strategicznego. Wspomagającego nasze działania i doradzającego nam stale dla dobra Zrzeszenia, a nie dla swoich partykularnych interesów. Nie były takim rozwiązaniem, różne taktyczne sojusze, służące przekonywaniu władzy do naszych zrzeszeniowych racji, w konkretnych jednostkowych sprawach. Byliśmy głęboko przekonani, że to poczucie wspólnoty oraz pomocy mogą nam zaoferować, bez żadnych dodatkowych warunków wstępnych tylko ci, którzy tak jak my w latach 1985/86, prowadząc wcześniej działalność w ZSP i SZSP, zderzyli się z realnymi problemami kontaktach z władzami. Musieli je również skutecznie rozwiązywać, bo rozwiązanie ich warunkowało dalszy rozwój organizacji. Taki właśnie, bardzo praktyczny wniosek na przyszłość wyciągnęliśmy w kierownictwie ZSP dla Zrzeszenia z tej całej, obszernie opisanej historii „partyjnej” pomocy dla Famy-85.
IX.
- Było coś szczególnego w tych czasach które opisuję, co powodowało że prawie natychmiast, po rozwiązaniu przez nas jednego problemu pojawiał się kolejny. Jesienią 1985 roku musieliśmy bowiem zmierzyć się z konsekwencjami decyzji, jaką podjął wydawca, czyli Robotnicza Spółdzielnia Wydawnicza „Prasa – Książka – Ruch”, w sprawie tygodnika „ITD”. Wydrukowany już 40(1274)numer tygodnika „ITD” datowany na 6 października 1985 roku nie trafił bowiem do swoich czytelników a został wycofany z dystrybucji. Co oznaczało, że prawie cały nakład wydrukowanego tygodnika, ponad 100 tys. egzemplarzy trafił na makulaturę, czyli jak to się wtedy mówiło, na „przemiał”. Co prawda, w przeszłości swojej „ITD” przeżyło już kiedyś podobną sytuację, ale tym razem dotyczyło to szczególnego bo jubileuszowego wydania, przygotowanego w związku z 25-leciem powstania pisma.
- W liście gratulacyjnym, prezesa Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa – Książka – Ruch”, umieszczonym w tym numerze tygodnika i kierowanym do zespołu redakcyjnego, prezes RSW p. Wiesław Rydygier gratulował ITD osiągnięć. Ale czytelnicy ani tego listu nie mogli obejrzeć w tygodniku , ani go przeczytać. Dlatego przytoczę ten szczególny list w całości. To że wydawca, w specjalnym liście gratuluje zespołowi osiągnięć, a okolicznościowy numer tygodnika w którym wydrukowany jest ten list, kieruje na makulaturę a nie do czytelników, jest samo w sobie osobliwą sytuacją, zasługującą na szczególną uwagę. Sytuacją, mówiącą wyjątkowo dużo o tym, jakimi racjami kierował się wydawca, a nie o tym, że tak szanował czytelnika tego tygodnika że chciał go w ten sposób uchronić przed lekturą swego listu. Prezes RSW p. Wiesław Rydygier skierował do zespołu tygodnika następujące słowa, ”W październiku mija 25 lat od ukazania się pierwszego numeru ilustrowanego magazynu studenckiego „ITD”. Z tej okazji składam Zespołowi Redakcyjnemu – w imieniu Zarządu Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „Prasa – Książka – Ruch” najserdeczniejsze gratulacje. Przez cały okres swojej działalności „ITD” prezentuje na swoich łamach wiele interesujących materiałów publicystycznych o charakterze dyskusyjnym oraz szeroko omawia sprawy związane z życiem wyższych uczelni i środowisk studenckich. Gratulując dotychczasowego dorobku, życzę członkom Zespoły Redakcyjnego oraz Współpracownikom dalszych osiągnięć w redagowaniu pisma oraz wszelkiej pomyślności w życiu osobistym” (11).
- Takiej sytuacji, w której redakcja umieszcza pochwalny list od wydawcy a wydawca kieruje gazetę na makulaturę nie wymyśliłby chyba żaden satyryk. Nawet taki, który specjalizował się wtedy tylko w atakowaniu linii programowej i politycznej partii. Cytowanego listu jak i wielu innych tekstów, które zwierał ten okolicznościowy numer tygodnika nie mogli przeczytać czytelnicy ITD. Jednakże ten szczególny, bo oficjalnie „nieistniejący” numer „ITD” był i jest dostępny dla czytelnika, w niektórych bibliotekach( np. w Bibliotece Miejskiej w Warszawie, przy ulicy Koszykowej). Stało się tak pewnie dlatego, bo egzemplarze gazet do bibliotek, dostarczane były w innym trybie niż do kiosków i prenumeratorów. I widocznie wydawca, po podjęciu decyzji o wycofaniu tygodnika ze sprzedaży w kioskach RUCH-u nie zdążył go już wycofać z dystrybucji kierowanej do bibliotek. I tylko dlatego taki „niewielki ślad”, będący jednocześnie szczególnym dowodem podjętych działań, pozostał po 40 numerze tygodnika „ITD”. 4. Dlatego zanim przedstawię sprawę i jej implikacje dla redakcji i dla ZSP, to chciałbym pokazać za jak „niewinne” z obecnej perspektywy teksty, wydawca przecież nie z własnej i nie z naszej inicjatywy, zdecydował się na tak radykalny krok, jakim było skierowanie całego wydrukowanego nakładu tygodnika na makulaturę. Co prawda, redaktor naczelny Andrzej Nierychło w specjalnym jubileuszowym tekście, umieszczonym obok listu prezesa RSW, z charakterystycznym dla siebie spokojem pisał, podsumowując te 25 lat funkcjonowania ITD, że „przez cały czas swojego istnienia ”ITD” jest ściśle związane z ruchem studenckim, więcej – to właśnie postulaty organizacji studenckiej spowodowały ongiś powołanie naszego tytułu. Z organizacją związani jesteśmy mocno i dzisiaj, tak bezpośrednio – towarzysząc na bieżąco jej działaniu, jak i pośrednio – propagując w rozmaitych publikacjach zespół wartości właściwy postępowemu ruchowi młodzieżowemu.(..) Zmieniały się akcenty w programie, struktury i nawet nazwy organizacji. Tygodnik „ITD”, choć także podlegał ewolucji, był wśród przemian ruchu studenckiego elementem stałym. Próbę czasu wytrzymały podstawowe wyznaczniki programu pisma: ma być płaszczyzną wymiany informacji i poglądów wewnątrz środowiska i organizacji, oddziaływać na młodzież akademicką zgodnie z założeniami ruchu studenckiego i po trzecie – tworzyć „na zewnątrz” prawdziwy obraz polskich studentów.(..)Nie czuję się powołany do stwierdzenia, czy zawsze się to udaje. Mogę jednak powiedzieć co innego – jeśli „ITD” miało kiedykolwiek kłopoty natury „rynkowej”, to wiązały się one jedynie z brakiem papieru na zwiększenie nakładu” (12).
- Niestety! Tym razem, zazwyczaj nieomylny, redaktor naczelny „ITD” zdecydowanie się pomylił. Przed redakcją „ITD” pojawiały się duże problemy i nie były to niestety kłopoty związane ze zwiększeniem nakładu. Jak zwykle w tamtych czasach kłopoty które miało ITD, miały naturę polityczną. Ten numer tygodnika ukazać się miał na tydzień przed wyborami do Sejmu, które odbywały się 13 października 1985 roku. I dlatego przeczulone władze „zadbały” w ten właśnie sposób o to, żeby studentów nie zniechęcały do pójścia na wybory, żadne publikacje przedstawiające polską rzeczywistość w złym świetle. I jak mi to później przedstawił sekretarz KC PZPR odpowiedzialny za propagandę, z tego powodu nie można było dopuścić do ukazania się takiego numeru tygodnika, w którym dominowało programowe czarnowidztwo i prawie z każdej strony przebijał całkowity pesymizm. W tej sytuacji nie miało oczywiście żadnego znaczenia to, że był to przy okazji szczególny dla nas, bo okolicznościowy numer i że ukazywał się w nim np. list prezesa RSW kierowany do zespołu redakcyjnego oraz regulamin konkursu, o nagrodę „Dziennikarską im. Jerzego Wójcika”, w przeszłości byłego redaktora naczelnego „ITD” i Życia Warszawy. To wszystko nie miało żadnego znaczenia dla wydawcy, który przy tej okazji „zapomniał” także o tym, że przede wszystkim powinien szanować swojego czytelnika i dostarczać mu zawsze, jego gazetę. Nie miało znaczenia także to, że wszystkie teksty zostały wcześniej dopuszczone do druku przez cenzurę, bo inne przecież nie mogły ukazywać się w gazetach wydawanych przez RSW.
- To wszystko nie miało znaczenia bo zbliżały się wybory do Sejmu a w tym numerze ITD były na przykład takie teksty jak: Elżbiety Isakiewicz (to jest ta sama E. Isakiewicz, która po latach pisała później w Gazecie Polskiej) pod tytułem „Pod napięciem” , mający podtytuł „Wypadki śmiertelne nie są specjalnością zakładu”, w którym autorka pisała – posługując się danymi Inspekcji Pracy – o przykładach łamania kodeksu pracy w wielu zakładach, co często kończyło się wypadkami śmiertelnymi, Wojciecha Jędrzejewskiego „Brudne żyły” z podtytułem ”Liczbę zagrożonych nałogiem oblicza się na około 85-90 tysięcy”, w którym autor omawiał rodzący się i nabrzmiewający w Polsce coraz bardziej problem narkomanii. Był w tym numerze także artykuł Andrzeja Nierychły, redaktora naczelnego tygodnika pt.”Niecierpliwość”, w którym autor oceniając sytuację w jakiej żyjemy pisał, że ”Coś się kończy. Bliski wyczerpania jest kredyt. Kredyt, jaki otworzony został bez mała cztery lata temu w wielu milionach kont na pokrycie swoistej inwestycji, którą było dążenie do wydźwignięcia kraju, do zdynamizowania gospodarki, do „uruchomienia” społeczeństwa. Ten kredyt nie opiewał w złotówkach, ale w tygodniach, miesiącach i latach. Ten właśnie czas najpewniej się kończy. Pojawiają się oznaki zniecierpliwienia. Zniecierpliwienia zbyt wolnym tempem dokonywania się koniecznych zmian, przede wszystkim w gospodarce, a także w sferze społecznej”. (13) Kończył się ten tekst równie proroczo, co patetycznie ”Sytuacja wymaga zmian systemowych w ramach systemu, rewolucji bez rewolucji. To jednak ciągle przed nami. A czasu i cierpliwości jest coraz mniej. Już prawie nic”. (14)
- Czy naprawdę ktoś odpowiedzialny sądził że te teksty, mogą zniechęcać studentów do udziału w wyborach, czy też raczej powinien pomyśleć o tym, że odwagą w przedstawianiu polskich problemów, mogą właśnie zachęcić do tego? Na tych przykładach najlepiej widać, czego tak bardzo obawiała się wtedy PZPR, że aż skierowano na „przemiał” wydrukowany tygodnik. Nie jest moim zamiarem pełne przedstawianie tego formalnie „nieistniejącego”, jubileuszowego numeru tygodnika – zainteresowani łatwo znajdą go w bibliotece – i pokazywanie na tej podstawie tego wszystkiego, czego tak panicznie bała się władza. Chciałem tylko pokazać przykłady tekstów, które dotyczyły spraw ważnych dla nas i apelowały o zmiany w Polsce, o szybsze tempo tych zmian, a w konsekwencji spowodowały taką reakcję władzy. Nam chodziło o swoistą rewolucję bez rewolucji, jak ujął to w swoim tekście Andrzej Nierychło. Nie nawoływaliśmy przecież w ten sposób do zmiany w Polsce ustroju ani do żadnego buntu, a raczej do skuteczniejszego działania w ramach systemu. A przecież mądra władza nie powinna się bać takich słów prawdy, szczególnie wtedy gdy są to słowa wypowiadane, na przykład przez dziennikarzy i studentów związanych z organizacją, tę władzę legitymizującą, swoimi działaniami w środowisku studenckim.
- W tym samym numerze ITD ukazał się także tekst o naszej, Uniejowskiej naradzie aktywu ZSP organizowanej zawsze we wrześniu, przed nowym rokiem akademickim. To na tej naradzie 21 września 1985 roku- przyjęliśmy apel do studentów o udział w wyborach, prosząc o to słowami, „Studenci! Krytykujemy, nie zgadzamy się, złości nas głupota, niekompetencja i małostkowość – ale chcemy zmieniać naszą rzeczywistość na lepsze. Zostańmy tacy na zawsze. Czas wymaga jednak od nas wzbicia się ponad urazy i codzienny krytycyzm. Nie lubimy patosu, ale zbliżające się wybory do Sejmu staną się okazją deklaracji naszego stosunku do Polski. Nie będzie to tylko rutynowe przekazanie mandatu władzy. Będą one w wyjątkowy sposób przesądzać o stabilizacji naszego życia. Zmieniajmy rzeczywistość – również przez głosowanie. Głosujmy na lepszych niezależnie od miejsca, jakie zajmują na listach wyborczych. Nie ufajmy tylko obietnicom. Dzisiaj sami możemy wpływać na kształt naszej przyszłości. Głosujmy, wybierajmy, decydujmy. Nieobecni nie mają racji” (15). Czy te przywołane artykuły wzywały do aż tak groźnych działań, że konieczna była decyzja o skierowaniu tygodnika na „przemiał”? Czy nasz apel o wybieranie a nie tylko o głosowanie, był również aż tak niebezpieczny, że w tym numerze „ITD” mogła ukazać się tylko informacja o tym ,że taki apel przyjęliśmy a nie jego pełny- krótki przecież – tekst? Te teksty z 40 nr „ITD” i te pytania dobrze ilustrują, nasz podstawowy wtedy dylemat oraz narastający dramatyzm sytuacji, w jakiej działaliśmy. Nasz, czyli działaczy ZSP i samego ZSP, ówczesny„dramat” polegał na tym, że ciągle jeszcze działaliśmy w ramach systemu i chcieliśmy jeszcze ten system naprawiać. Naprawiać poprzez działanie nasze i osób które nam uwierzyły i były z nami w ZSP. A działania takie, jak te podjęte wobec „ITD” pokazywały coraz wyraźniej, że ten system przestaje się już nadawać do naprawiania.
- Jednakże po podjęciu decyzji o skierowaniu 40 numeru ITD na przemiał, groźba dramatycznych konsekwencji jak przysłowiowy miecz Damoklesa, wisiała głównie nad redakcją i jej kierownictwem a nie nad organizacją. Zwyczajową konsekwencją skierowania gazety na „przemiał”, było wtedy dokonywanie zmian w kierownictwie redakcji. Długie spotkania jakie odbywaliśmy w tej sprawie już po wyborach do Sejmu, z osobami odpowiadającymi w KC PZPR za prasę, pozwoliły nam jednak uchronić redakcję przed dramatycznymi konsekwencjami kadrowymi. To jednak jeszcze bardziej uświadamiało nam, w jak specyficznej i coraz bardziej absurdalnej sytuacji funkcjonujemy i prowadzimy naszą działalność. Dla wydawcy nie liczyło się to, że kierując wydrukowany numer tygodnika – sprzedającego się wtedy spod przysłowiowej lady – do sprzedaży, może zarobić ok. 2.5 mln złotych(egzemplarz tygodnika kosztował wtedy 25 zł). To nie miało dla niego żadnego znaczenia, gdy pojawiała się specyficznie pojmowana partyjna polityka. Można było przy okazji także złamać wszelkie reguły gospodarcze i zasady rządzące wydawaniem gazet. Można było to zrobić, bo przecież ktoś „ważny” bardzo się przestraszył tego, że teksty umieszczone, w tym niszowym przecież a nie masowym tygodniku, mogą potencjalnie zniechęcić studentów do udziału w wyborach. Jeżeli spojrzeć na to chłodno, to trudno jednocześnie o bardziej skrajny przykład politycznej niekompetencji, w ocenie sytuacji w środowisku studenckim. Wtedy bowiem, zupełnie inne sprawy niż publikacje w naszym tygodniku decydowały o tym, czy studenci wezmą bardziej masowy udział w wyborach do Sejmu w 1985 roku.
- Cała sprawa zakończyła się po pewnym czasie, na niekończących się wielogodzinnych dyskusjach i naradach, nad modyfikacją linii programowej pisma. Programowa i polityczna linia oraz ich nieustanne modyfikowanie, to były wtedy swoiste słowne wytrychy i recepty, przy pomocy których uzasadniało się coś co było z natury swej nieuchwytne a służyło tylko politycznemu zaklinaniu rzeczywistości. Dlatego linia, jako recepta na problemy mogła się zmieniać często. Zależała bowiem od tego, kto ją w danym momencie definiował i kto był jej adresatem. Ważne było tylko żeby była zdefiniowana i dobrze prezentowała się na papierze. Dlatego większych problemów z jej zdefiniowaniem, w nowej dla siebie sytuacji nie, miała i redakcja „ITD”.
- Kolejny numer „ITD” ukazał się dopiero 13 października 1985 roku jako numer podwójny, czyli jako numer 40/41. Czytelników oficjalnie nie przeproszono za to że nie otrzymali 40 numeru swojego tygodnika, ani nie wytłumaczono im dlaczego otrzymują zamiast niego połączony, podwójny numer 40/41. Numer 42 z 20 października ukazał się już normalnie i zawierał między innymi, ponownie wywiad z prof. Janem Baszkiewiczem, który był już „drukowany” w skierowanym na „przemiał” 40 numerze „ITD”. W sytuacji jaka powstała, było dla nas w ZSP i w redakcji czymś oczywistym, że zamiast przygotowywać się do uroczystości 25-lecia, należy raczej szykować „stypę”. A jak już się cała sprawa „rozeszła” po kościach, to ani redakcja, ani Rada Naczelna ZSP nie miały ochoty i potrzeby organizowania szczególnych uroczystości z okazji 25-lecia ITD. Przewrotnie więc można powiedzieć, że szczególnym sposobem obchodzenia tych uroczystości, było „uratowanie” kierownictwa redakcji po skierowaniu na makulaturę jubileuszowego numeru tygodnika. Dzięki tej „pomocy” partii otrzymaliśmy szansę na szczególny i niepowtarzalny jubileusz 25-lecia „ITD”.
X.
- Ponieważ nie działaliśmy w politycznej próżni to czymś oczywistym było dla nas, że na nasze ówczesne postawy i zachowania wpływała także polityka, jaką prowadziła PZPR. Traktowaliśmy poważnie partyjne deklaracje z IX Plenum KC z 1983 roku, które poświęcone było polityce partii wobec młodzieży. Jego konsekwencją było między innymi utworzenie w strukturach partyjnych różnego rodzaju komisji i zespołów, mających w zamierzeniu pomagać także organizacjom młodzieżowym w rozwiązywaniu problemów, jakie musiały one pokonywać. Tyle mówiła teoria. Teoria była, jak to zwykle w partii ładnie opakowana i ukrywała niestety często, nieprzystającą do niej praktykę. Praktyka jakiej doświadczyliśmy w ZSP, w latach 1985/86 była zupełnie inna, niż to co określała partyjna teoria.
- Czymś oczywistym jest dzisiaj dla większości ludzi, że tak jak w działalności gospodarczej nie każdy pomysł przynosi od razu przysłowiowe „kokosy”, to tak samo w działalności społecznej czy politycznej, nie wszystko co się zamierzy uda się osiągnąć lub zrealizować. Tymczasem nasi ówcześni partyjni „nadzorcy” i „specjaliści” od spraw młodzieży, zamiast nam pomagać w pokonywaniu problemów, tworzyli nam swoją postawą nowe, których w normalnej sytuacji nie powinniśmy mieć. „Ulubionym” ich zajęciem, było analizowanie działalności ZSP oraz na przykład domaganie się od kierownictwa ZSP karania osób, odpowiedzialnych za różnego rodzaju niedociągnięcia w działalności, lub grożenie członkom kierownictwa ZSP karami partyjnymi, jeżeli nie zrobią tego, co partyjni kierownicy uważali za słuszne i konieczne.
- Żeby i w tej sprawie nie mówić o ogólnikach, przytoczę odpowiednie dokumenty. W piśmie z 10 czerwca 1985 roku, jakie do przewodniczącego Rady Naczelnej ZSP skierował kierownik wydziału KC ds. Młodzieży znalazły się następujące sformułowania ”W nawiązaniu do posiedzenia Prezydium Polskiego Komitetu Festiwalowego w dniu 7 czerwca br. pragnę wyrazić najwyższe zaniepokojenie stanem wyłaniania i przygotowania delegatów ZSP do udziału w XII Światowym Festiwalu Młodzieży i Studentów w Moskwie.(..) Równocześnie informuję Towarzysza Przewodniczącego, że Wydział ds. Młodzieży KC podejmie problem odpowiedzialności personalnej za dotychczasowe jak i dalsze przygotowania do XII ŚFMiS w kategoriach wynikających z przynależności do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej” (16). O co chodziło tym razem kierownikowi z wydziału ds. młodzieży? Tym razem o to, że rekrutując uczestników na ten festiwal, dopuściliśmy się w ZSP wyjątkowo „ciężkich przewinień”, bo jak pisał kierownik wydziału w cytowanym piśmie „według danych zaprezentowanych na posiedzeniu Prezydium PKF w dniu 7 czerwca br. na 39 zrekrutowanych osób grupa powyżej 30 lat stanowi 7%, a dziewcząt – 23%. Procentowy udział dziewcząt w rażący sposób odbiega więc od wcześniejszych ustaleń. Zdziwienie musi także budzić niewielki – bo tylko niespełna 50% udział studentów”. Tę zdecydowaną reakcję spowodowało to, że rekrutując uczestników na ten Festiwal nie spełniliśmy jednego z formalnych kryteriów, ustalonych przez Polski Komitet Festiwalowy. PKF ustalił wcześniej, że wśród delegatów powinno się znaleźć około 50% dziewcząt. Tak wtedy, partia wyobrażała sobie politykę profeministyczną, stając się strażniczką ścisłego przestrzegania parytetów przez organizację studencką, a w razie ich nieprzestrzegania, groziła odpowiedzialnością personalną członkom kierownictwa ZSP.
- Sprawę Famy-85 omawiałem już obszernie. Więc tylko przypomnę, że i w tej sprawie znalazło się miejsce na ulubiony zwrot kierownika wydziału KC ds. młodzieży, który w piśmie do przewodniczącego Rady Naczelnej, z 9 lipca 1985 roku pisze „ Podkreślamy jednocześnie, iż w przypadku zrealizowania punktów programu godzących w linię polityczną i programową PZPR wszelkie negatywne konsekwencje wynikające z oceny XV Festiwalu, obciążą członków partii w kierownictwie RN ZSP” (17). Dodać wypada do tego listu chyba tylko uwagę, że partia była wówczas praktycznie monopolistką, oraz że miała pomysły programowe praktycznie na wszystko co w Polsce jest ważne. Więc godzenie w jej linię programową, przy tak szerokiej formule politycznej i programowej, na przykład przez studenckich twórców kabaretowych, było „niestety” dosyć łatwe. Potencjalnie za to również, czyli za występy np. kabaretów studenckich i opowiedziane ze sceny dowcipy, mieliśmy jako członkowie kierownictwa ZSP odpowiadać przed partią.
- Należy również „docenić” wyjątkową konsekwencję, ówczesnego kierownictwa wydziału KC PZPR ds. młodzieży, w realizacji przyjętej koncepcji działania. Jak już się do czegoś zabierało, to nie „odpuszczano” nam zbyt łatwo. Tak było np. z odpowiedzialnością za uchybienia po stronie kierownictwa Almaturu, przygotowującego i realizującego wymianę młodzieżową z Czechosłowacją w 1985 roku. Uchybienia wynikały między innymi z problemów związanych, z odpowiednim przygotowaniem akademików do przyjęcia młodzieży z Czechosłowacji. Na co oczywiście brakowało u nas pieniędzy. List kierownika wydziału ds. młodzieży KC PZPR z 23 sierpnia 1985 r. adresowany do przewodniczącego RN ZSP, był jednoznaczny i krótki. Dlatego cytuję go w całości. ”W związku z decyzjami o zastosowaniu kar służbowych w stosunku do osób odpowiedzialnych za nieprawidłowości w turystycznej wymianie młodzieżowej między Polską a Czechosłowacją przekazanymi Towarzyszowi Przewodniczącemu w dniu 24 lipca br. proszę o przedłożenie informacji potwierdzającej nich realizację. Pragnę przypomnieć, że przyjęte ustalenia dotyczą udzielenia nagany pisemnej dyrektorowi i zastępcom dyrektora BTM Almatur”: Zbigniewowi Wróblewskiemu, Tadeuszowi Milikowi i Tadeuszowi Kłosowskiemu” (18). Ponowne pismo w tej samej sprawie otrzymałem 3 października 1985 roku. Kierownik wydziału ds. młodzieży KC pisze w nim „Uprzejmie informuję, że do dnia dzisiejszego nie wpłynęła informacja potwierdzająca realizację wniosków kadrowych w stosunku do osób odpowiedzialnych za nieprawidłowości w turystycznej wymianie młodzieży między PRL a CSRS. Jestem zmuszony przypomnieć, że w odnośnej sprawie zwracałem się do Towarzysza Przewodniczącego w dniu 23 sierpnia br. Z uwagi na konieczność przygotowania kompleksowej oceny tegorocznej akcji letniej, proszę o nadesłanie do dnia 9 października br. sprawozdania z wykonania przyjętych ustaleń” (19). Oczywiście wszyscy, którzy wtedy przygotowywali takie polityczne oceny a przecież takie sporządzała partia, wiedzieli że dla kompletności takiej oceny są ważniejsze inne sprawy, niż to czy ZSP ukarało swoich dyrektorów. Rzeczywiście w przygotowaniu tej wymiany nie ustrzegliśmy się błędów i zostały one przeanalizowane przez kierownictwo ZSP. Wyciągnięte też zostały przez nas odpowiednie do skali przewinień, konsekwencje służbowe wobec osób, które popełniły w tej sprawie błędy. Dlatego dalsze przeciąganie tej sprawy nie miało sensu i po upływie stosownego czasu, 16 października 1985 roku, w liście skierowanym do kierownika wydziału KC poinformowałem o podjętych przez ZSP działaniach, kończąc ten list następującymi sformułowaniami „Pragnę podkreślić, że działania, które podjąłem na wniosek Towarzysza Kierownika zostały krytycznie ocenione przez Podstawową Organizację Partyjną przy RN ZSP, której jestem członkiem, a która odrzuca ten sposób pracy i ustalania winy i odpowiedzialności. Podobne stanowisko zajął Komitet Wykonawczy Rady Naczelnej Zrzeszenia Studentów Polskich. Rozgoryczenie moje powiększa fakt, że zmuszony byłem podjąć działania wobec osób, które nie są znane Wydziałowi ds. Młodzieży. Inaczej bowiem nie mogę wytłumaczyć zawarcia w piśmie Towarzysza Kierownika z dnia 23.VIII. br. – w załączeniu – obcych mi nazwisk” (20). Końcowe sformułowanie, niepozbawione zresztą zasłużonej złośliwości, może być nieczytelne dla osób które nie znają kolegów pracujących wtedy w kierownictwie Almaturu. Dlatego przypomnę ,że domagano się od nas ukarania dyrektora Almaturu i jego zastępców, czyli Zbigniewa Wróbla( a nie jak chciał kierownik wydziału, Zbigniewa Wróblewskiego) i Tadeusza Kołosowskiego (a nie jak chciał KC, Tadeusza Kłosowskiego). Cytowane pismo zakończyło formalnie tę sprawę.
- Przykład ten najlepiej chyba pokazuje, że działając w ten sposób, partia chciała chyba raczej funkcjonować jak dobrze zorganizowany urząd, w którym na każde przygotowane i wysłane przez niego pismo, musiała być nadesłana odpowiedź, potwierdzająca realizację lub załatwienie sprawy. W ten sposób rosła ilość korespondencji w partii, tylko nie likwidowało to żadnych problemów. Ten „przegląd” korespondencji, pokazuje szczególny charakter relacji jakie łączyły naszą organizację z osobami kierującymi strukturami, których zadaniem, zgodnie z deklaracjami IX Plenum KC PZPR w sprawie młodzieży, miało być także wspomaganie organizacji młodzieżowych. Ta korespondencja świadczy także, że otrzymywaliśmy od partii bardzo szczególną „pomoc”. Zazwyczaj taką, jakiej w tym czasie nie potrzebowaliśmy.
- Te listy powodowały jednak także, że chcieliśmy być jeszcze bardziej samodzielni, i budować Organizację silną, środowiskowym poparciem a nie chimerycznym, często zależnym od kaprysów poszczególnych osób, partyjnym wspomaganiem naszej działalności. Chcieliśmy jednak także doprowadzić do tego, żeby dla naszej działalność w ramach istniejącego porządku politycznego i prawnego, nie tworzono nam zbędnych barier i ograniczeń, których przecież nie mieli nasi, działający nielegalnie konkurenci w środowisku studenckim. To przecież członkowie ZSP i działacze tej organizacji a nie kierownicy wydziałów KC, mieli codzienne kontakty z oponentami politycznymi w środowisku studenckim i to my musieliśmy bronić tego co i jak to robimy. Łatwo było z partyjnego komitetu zarzucać nam niedostatki sprawności organizacyjnej albo działanie, godzące w partyjną linię programową i polityczną. O wiele trudniej przychodziło przedstawicielom partii, przekonywanie do swoich racji, w otwartej rozmowie lub w konfrontacji politycznej w środowisku studenckim.
- Ironicznie i żartobliwie traktując całą sprawę mogę powiedzieć , że często się wtedy zastanawialiśmy – dyskutując nad reakcjami Komitetu Wykonawczego ZSP nad tymi, stosowanymi wobec nas „partyjnymi podchodami” – czy naszą działalnością godzimy już w partyjną teorię, czy ciągle jeszcze tylko w praktykę. Bo teoria, to była wtedy w partii, posługującej się w uzasadnianiu swoich racji naukowymi prawami rozwoju społecznego i gospodarczego, sprawa zdecydowanie poważniejsza od praktyki. Praktyka mogła się bowiem zmieniać. I zmieniała się często, chociaż nie zawsze na lepsze. A teoria z kolei, to była praktycznie w partii „rzecz święta”. W tym wszystkim jednak, co dotyczyło naszych ówczesnych relacji z PZPR, chodziło na „szczęście” dla nas nie o teorię a tylko o praktykę. Dlatego pewnie, mogliśmy się dość bezkarnie, na tą praktykę nie godzić i nie ponieść z tego powodu, na przykład żadnych partyjnych kar. Nie zgadzaliśmy się konsekwentnie na tę praktykę, o czym świadczą cytowane dokumenty. Niedługo po wydarzeniach, które przywołują cytowane dokumenty, odbył się X Zjazd PZPR(w lipcu 1986 roku) na którym dokonano w PZPR wielu zmian kadrowych. Dotyczyły one także rozwiązań kadrowych związanych z polityką kulturalną i młodzieżową prowadzoną przez partię. Zmienili się w partii ludzie, ale część problemów z którymi się wtedy „mierzyliśmy” w naszej działalności pozostała.
- Przepraszam za tak obszerne przywołanie sytuacji w których, w tym czasie, wspólnie z członkami KW RN ZSP, brałem osobisty udział. Taki jest jednak szczególny przywilej i obowiązek uczestnika wydarzeń , mogącego dać jednocześnie ich świadectwo na podstawie dokumentów i korespondencji. Uczyniłem tak tylko dlatego, żeby po latach jakie upłynęły od tych wydarzeń nie mówić ciągle tylko ogólników oraz nie opowiadać o tamtych czasach, powszechnie znanych banalnych i okrągłych słów. Te sytuacje i ilustrujące je dokumenty oddają atmosferę i klimat epoki w jakiej działaliśmy, oraz opisują problemy z którymi się spotykaliśmy, w kontaktach z częścią „aparatu” PZPR na szczeblu centralnym. Jestem przekonany że w tych sytuacjach i dokumentach zawiera się także, część prawdy o tym jaką była partia, w połowie lat osiemdziesiątych oraz dlaczego partia słabła i coraz bardziej traciła wpływy. Z takim właśnie nastawieniem do ZSP w części środowisk władzy politycznej, musieliśmy się skutecznie zmierzyć, żeby stworzyć ZSP lepsze warunki do realizacji jej programu . Dążąc do tego wiedzieliśmy , że w bardzo niewielu sytuacjach możemy liczyć na realną pomoc struktur partyjnych. Jak pokazują przytoczone przykłady, było już dobrze jeżeli nam nie przeszkadzano. Musieliśmy jednak żeby rozwijać działalność programową ZSP i aktywniej działać w środowisku studenckim, tworzyć także stabilniejsze warunki polityczne do rozwoju ZSP i do finansowania działalność organizacji. Musieliśmy więc szukać przyjaciół i sojuszników pomagających nam także w strukturach PZPR . To z tych poszukiwań wyjścia z sytuacji w jakiej się znaleźliśmy, wynikała również decyzja o potrzebie tworzenia Komisji i skupiania w ten sposób wokół ZSP, jak największej grupy byłych działaczy ZSP. To wszystko co wydarzyło się później, potwierdziło tylko że dokonaliśmy prawidłowej oceny sytuacji i że przy okazji w przygotowywaniu tych decyzji, nie zawiodła nas wówczas intuicja.
XI.
- W niespełna dwa lata, po podjęciu decyzji o utworzeniu Komisji Historycznej, w roku akademickim 1986/1987 zorganizowaliśmy, po 8 latach przerwy, VII Festiwal Kultury Studentów PRL. W założeniach programowych tego Festiwalu pisaliśmy że VII Festiwal Kultury Studentów PRL ma stać się dla ZSP, ideą scalającą działalność środowiska studenckiego wokół celu wyrażonego w haśle festiwalu „Dialog dla przyszłości” oraz że „popierając prawo młodych artystów do poszukiwań formalnych, tworzenia nowych form artystycznych wypowiedzi, chcemy inspirować tematykę ich twórczych poszukiwań, wpływać na zakres ich zainteresowań. Nie rezygnując z prawa do eksperymentu i błędu należnego debiutantom, młodzi twórcy biorący udział w realizacji festiwalu winni się skupić na realizacji zadań wynikających z przesłania festiwalu zawartego w haśle „Dialog dla przyszłości” (21). 2. Działając na rzecz festiwalowego „dialogu dla przyszłości”, zorganizowaliśmy – jak podliczył to skrupulatny statystyk – blisko 200 różnych imprez. Uczestniczyło w nich około 3 tys. artystycznie uzdolnionych studentów i twórców. Byli to, przede wszystkim uczestnicy organizowanych przez nas branżowych festiwali i przeglądów, laureaci kolejnych edycji Fam i Krakowskich Festiwali Piosenki Studenckiej oraz wielu, wielu innych przeglądów. Radę Artystyczną VII Festiwalu Kultury Studentów PRL, czuwająca nad poziomem artystycznym i doradzającą Komitetowi Organizacyjnemu, tworzyli tym razem: Jan Poprawa(pełniący funkcję jej przewodniczącego), Janusz Andrzejowski (sekretarz Rady)oraz Izabella Gustowska, Jan Wołek, Jerzy Leszin-Koperski, Tomasz Tłuczkiewicz, Ireneusz Dudek, Roman Gutek, Stanisław Krukowski, Roman Lewandowski, Marcin Błażewicz, Stanisław Czecz, Bogusław Litwiniec, Agnieszka Osiecka, Andrzej K. Waśkiewicz, Krzysztof Magowski, Edward Chudziński i Jerzy Kwiatek. Przywołane nazwiska najlepiej świadczą o tym, że również w realizację festiwalowych „projektów” i czuwanie nad ich artystycznym poziomem, tak jak i w inne nasze działania, włączyliśmy osoby o najwyższych kwalifikacjach i kompetencjach oraz o niekwestionowanym dorobku zawodowym. Do dzisiaj wielu z członków Rady Artystycznej tego Festiwalu jest ciągle aktywnych zawodowo. Niestety, zbyt wielu przedwcześnie zabrał nieubłagalny upływ czasu i nie ma ich już wśród nas. Dlatego warto ciągle przypominać o tym, co ważnego robili kiedyś i jednocześnie jakiej postawie społecznej dawali wyraz, poprzez swoją aktywność społeczną i zawodową.
- Z kolei, Komitet Organizacyjny Festiwalu odpowiadający za przygotowanie i przebieg najważniejszych pozycji programowych Festiwalu tworzyli: Jerzy Barański, Krzysztof Bęgowski, Włodzimierz Czarzasty, Janusz Dajnowicz, Marek Gumel, Jarosław Jachimowski, Wojciech Kaczorowski, Jacek Kozłowski, Robert Kwiatkowski, Marian Kubalica, Włodzimierz Ławniczak, Andrzej Paulukiewicz, Jan Poprawa(przewodniczący Rady Artystycznej), Andrzej Potok, Janusz Przetacznik, Waldemar Radomski, Marian Redwan(przewodniczący Komitetu Organizacyjnego), Sławomir Rogowski, Halina Rostek, Tadeusz Skoczek, Jerzy Socała, Sokrates Spiridis, Jerzy Swatoń( dyrektor Finału VII Festiwalu), Paweł Szafraniec, Leszek Śnieciński, Wojciech Sobczak, Andrzej Wilk, Jerzy Woźniak, Henryk Zaremba i Jacek Żurakowski. Byli to w większości kierownicy, struktur i jednostek ZSP szczebla centralnego i regionalnego, odpowiadający także za realizację poszczególnych projektów festiwalowych. Odpowiadali oni w szczególności za to, żeby festiwalowe przesłanie „dialog dla przyszłości” stało się także, jak to ujmowały „Założenia programowo-organizacyjne..” dialogiem o przyszłości Zrzeszenia, które „mimo wielu kłopotów rozwija się i krzepnie. Festiwal ma stać się dla organizacji bardzo istotnym punktem integracji, ma stać się próbą wyrobienia umiejętności koncentracji nad realizacją konkretnej, wielopłaszczyznowej idei przez wszystkie struktury organizacyjne” (22). Przywołuję te nazwiska, bo są to również nazwiska ludzi, którzy w sposób szczególny, przysłużyli się realizacji programowych i ideowych założeń festiwalu. Konsekwentnie uważam, że warto ciągle przypominać o tym, że każde ważne wydarzenie w ZSP, także na tym festiwalu, związane było zawsze z pracą i odpowiedzialnością konkretnych, znanych z imienia i nazwiska osób. Dlatego, aby oddać, należną tym osobom, pozytywną ocenę ich udziału w wydarzeniach z przeszłości, trzeba te nazwiska przy takiej okazji ciągle przypominać. Wielu członków tego komitetu organizacyjnego, już po Festiwalu odgrywało bardzo aktywną rolę w różnych sferach aktywności ZSP, a po zakończeniu działalności w ZSP z powodzeniem podjęło działalność zawodową i publiczną.
- W festiwalowych imprezach wzięło udział blisko 60 tys. uczestników. Finał VII Festiwalu zorganizowany został w dniach 26 wrzesień – 4 październik, w Katowicach. Koncert finałowy Festiwalu, odbył się 3 października w Hali Widowiskowo-Sportowej (popularnie zwanej Spodkiem) i nosił tytuł ”Jedno powietrze”. W specjalnym wydawnictwie, przygotowanym na ten koncert znalazły się słowa wszystkich najważniejszych utworów wykonanych na tym koncercie oraz teksty publicystyczne, oddające ideowe i programowe przesłanie tego koncertu. Ostatnim tekstem, zamykającym to okolicznościowe wydawnictwo, był tekst „ojca polskiego pozytywizmu” Aleksandra Świętochowskiego pt. „Wskazania polityczne” – drukowany pierwotnie w 1882 roku w księdze pamiątkowej pt. „Ognisko”, wydanej ku czci T.T. Jeża – który wieńczyły następujące słowa, tego wybitnego polskiego myśliciela „Szczęście bowiem ogółu, nie jest bezwzględnie zależne od jego siły i samodzielności politycznej, lecz od możliwości uczestniczenia w cywilizacji powszechnej i poszukiwaniu własnej. Ideał społeczeństwa nie jest groźnym zakutym w zbroję państwem lecz systemem stosunków dozwalających wszystkim jednostkom rozwijać się, pracować spokojnie, ujawniać swe pragnienia wszechstronnie. Bo czegóż żąda od nas każdy wzięty osobno. Czy własnych żołnierzy, bitew, zwycięstw, zaborów, parlamentu, posłów, ministrów – słowem aparatu politycznego. Nie, każdy marzy tylko ażeby mógł żyć szczęśliwie, i pracować w swej i zbiorowej natury zgodzie” (23). Przed stu laty, tym właśnie tekstem Aleksander Świętochowski naraził się bardzo polskiej opinii publicznej, bo wyrzekał się w nim tymczasowo myśli o niepodległości, wysuwając jako cel działalności osiągnięcia ekonomiczne. Równie ostro i jednoznacznie, polemizował A. Świętochowski w prowadzonej przez siebie publicystyce z socjalistami, którzy inaczej niż on definiowali pomyślność ogółu. Należy jednak także pamiętać o tym, że potrafił on jednak łączyć, to wszystko co pisał z działalnością konspiracyjną w Towarzystwie Literackim ,oraz z praktycznymi działaniami na rzecz założenia Kasy im. Mianowskiego. Dlatego nie było przecież przypadkiem to, że ten właśnie tekst został umieszczony w drukowanym programie koncertu finałowego. Ten tekst, oraz teksty śpiewanych w koncercie piosenek, były szczególnym sposobem przekazania studenckiej publiczności, wielowątkowego ideowego przesłania tego koncertu, które traktowaliśmy jako określenie naszej postawy wobec „tu i teraz” oraz próbę określenia naszego stanowiska wobec nadchodzącej „przyszłości”. Z wielkiego dualizmu postaw, opisującego całą polską tradycję i polskie dylematy zachowań, opowiadaliśmy się głównie za wartościami pozytywizmu, a nie za romantycznymi porywami, które, choć tak mocno tym czasie, przemawiały do polskich emocji, to same z siebie nie dawały jeszcze żadnego rozwiązania spraw i problemów. Trafnie przedstawiał nasze dylematy towarzyszące temu wyborowi, słowami swojej piosenki Antoni Muracki, wykonawca jednej z ważnych piosenek z tego finałowego koncertu, zatytułowanej „Piosenka o małym kraju”, w której znajdują się takie słowa: „ kiedy już kupisz bilet do raju,/ to nie rób scen przy odjeździe./ Ciasno ci było w tym małym kraju/ a teraz żyjesz – nareszcie./ Szybko podejmiesz jakąś robotę/ jaka by ona nie była,/ tam u nich żadna praca nie hańbi,/ tutaj cię każda hańbiła./ Ale kilku z nas zostanie, ktoś tu musi zbierać chleb/ ktoś tu musi słuchać ziemi i tłumaczyć mowę drzew/ ale kilku z nas zostanie, chociaż będziesz z nas się śmiał,/ że zbyt wielkie przywiązanie, jak na taki mały kraj,/(…)” (24). W ten sposób postrzegaliśmy sens naszej aktywności i całej działalności ZSP w realiach 1987 roku i takim językiem prowadziliśmy rozmowę o przyszłości w środowisku studenckim.
- Scenariusz Koncertu Finałowego opracował Sławomir Rogowski, a koncert wyreżyserował Jerzy Zoń. Z oczywistych już powodów, o których wspominałem wcześniej, także w tym przypadku podaję pełną listę wykonawców. Pamiętajmy, oceniając to co zrobiło w tamtych latach ZSP, że właśnie w tym koncercie wystąpili następujący wykonawcy: Piotr Bałtroczyk, Tom Bombadil, Józef Chyc, Mirosław Czyżykiewicz, Anna Karpiel, Paweł Kelner, Andrzej Krzeptowski, Henryk Krzeptowski, Andrzej Gąsienica, Andrzej Frączysty, Konrad Materna z zespołem, Mariusz Lubomski, Tolek Muracki, Tomasz Olszewski, Joanna Rutecka, Zygmunt Muniek Staszczyk, Krystyna Świątecka, Marek Tercz, Andrzej Zeńczewski, Grzegorz Tomczak, Sławomir Zygmunt i gościnnie Józef Broda, a także :zespoły folklorystyczne: Dąbrowiacy, Łany, Słowianki, UMSC Lublin, Gorzowiacy, chóry akademickie: WSP Częstochowa, Cantamus z Poznania, studenci szkół teatralnych z Krakowa, Wrocławia, Łodzi i Warszawy oraz zespoły: Young Power, Orkiestra Teatru „ATA”, Armia, Deuter, Absurd, T. Love, Alternative, muzycy Daab-Niepodległość Trójkątów, Zespół Reprezentacyjny, Kapela Góralska Stowarzyszenia Twórców Ludowych z Zakopanego, Kult, Operating Conditions Blues Band, Varsovia Manta. Przesłanie VII FKS PRL, zawierające się w słowach „dialog dla przyszłości” było ważne, nie tylko dla organizatorów tego Festiwalu ale i dla bardzo wielu artystów, skoro w koncercie finałowym, wystąpili prawie wszyscy „wielcy ówczesnej sceny i kultury studenckiej” ,którzy współpracowali wtedy z ZSP. Wielu z występujących na tym Festiwalu do dzisiaj, z powodzeniem występuje na profesjonalnych scenach, będąc ciągle gwiazdami pierwszej wielkości. Przypomnijmy tylko takie zespoły i nazwiska solistów jak: Kult, T. Love, Zespół Reprezentacyjny, Mirosław Czyżykiewicz, Piotr Bałtroczyk.
- Dla nas Festiwal był ważnym potwierdzeniem słuszności drogi jaką wybraliśmy i jaką podążaliśmy latach 1985-87. Drogi na której zawsze szukaliśmy partnerów do prowadzenia dialogu, pozwalającego efektywniej dążyć do realizacji celów jakie stawiało sobie ZSP, z dochowaniem jednocześnie wierności zasadom, jakie przyjęliśmy w ZSP. W tym kontekście, za retoryczne oczywiście należy uznać pytanie czy moglibyśmy na przykład, równie skutecznie pracować ze studenckimi środowiskami twórczymi i wspólnie z nimi osiągać takie sukcesy, gdyby ZSP w 1985 roku poddało się partyjnej presji i nie broniło prawa do autonomicznego działania? Przy czym należy pamiętać, że prezentowane przykłady naszej pracy w środowisku i ze środowiskiem kulturalnym są tylko ilustracją, przyjętych i realizowanych przez nas form i metod pracy organizacji, także w innych obszarach jej aktywności .
- Szeroko prezentuję to co się działo w sferze studenckiej kultury, bo tu obszar potencjalnych konfliktów był najwyraźniejszy ze względu na to, że w kulturze studenckiej toczyła się prawdziwa walka, o przysłowiowy„rząd dusz” w środowisku studenckim. Jednym z jej uczestników było także ZSP. Dlatego trzeba o tych czasach i naszych ówczesnych działaniach mówić otwarcie i szczerze. Jak pokazują przytoczone przykłady, nie mamy czego się bać ani wstydzić się! Oczywiście pod warunkiem, że potrafimy zachować, przynajmniej minimalne kryteria obiektywnego spojrzenia na czasy które oceniamy. Będzie o to obiektywne spojrzenie łatwiej gdy tego typu wypowiedzi będzie coraz więcej. Nie było oczywiście w tym czasie ZSP żadną opozycją antysystemową. Wprost przeciwnie, cały czas działaliśmy w ramach ówczesnego systemu politycznego. Ale odpowiadając za organizację, musieliśmy działać w bardzo konkretnych warunkach i mieliśmy do rozwiązania realne, a nie teoretyczne problemy i dylematy. Od tego jak rozwiążemy te problemy, zależały warunki w których my i związane z nami środowiska, mogły realizować pomysły i inicjatywy programowe.
- Los zadecydował za nas i bez naszego udziału, że otrzymaliśmy takie a nie inne warunki do studiowania i działania. I w tych właśnie warunkach w jakich przyszło nam żyć, mogliśmy siedzieć i czekać z założonymi rękami na lepsze czasy, bezproduktywnie protestować lub udawać się na emigrację wewnętrzną. Albo też nie czekać na nadejście lepszych czasów, tylko zacząć działać i przyśpieszać, także w ten sposób, nadejście tych wymarzonych „lepszych czasów”!! Wybraliśmy działanie i zmienianie przez działanie otaczającej nas rzeczywistości. To właśnie przez lata z powodzeniem robiło ZSP, osiągając w tym prawdziwe a nie udawane sukcesy. Przez naszą działalność doprowadziliśmy do tego, że pomimo wielu trudności i przeszkód, środowisku studenckiemu i jego aktywnym reprezentantom w różnych sferach, także w latach 80-tych, wolno było mówić i robić więcej, niż wielu innym środowiskom młodzieżowym. Umożliwiliśmy publiczne ujawnienie się setkom studenckich talentów, które gdyby nie działalność ZSP, nie dotarły by, tak szeroko do środowiska studenckiego ze swoim artystycznym a często i politycznym przesłaniem. Chociaż jak starałem się to pokazać, nie zawsze było to proste i łatwe. Dzięki także naszej działalności, przez lata 80-te XX wieku, przymiotnik studencki przy słowach klub , festiwal i przegląd oznaczał zazwyczaj, wyższy poziom wolności artystycznej i swobody politycznej. W warunkach PRL-u miało dla wielu ludzi ogromne znaczenie. Jak pokazywałem to wcześniej, miało to także w latach 1985-87 ogromne znaczenie dla aktywności programowej ZSP!!
- Jeżeli więc istniał i istnieje jakiś praktyczny miernik, weryfikujący skuteczność naszego działania na rzecz odbudowania ciągłości zrzeszeniowej tradycji w latach 1985-87, to najpełniej wyraża się on moim zdaniem, w tych wszystkich naszych działaniach, które służyły zachowaniu autonomii ZSP oraz promowaniu aktywnej postawy samego ZSP i ludzi których przyciągnęliśmy do nas, nad panującą wtedy biernością lub tylko „ulotnymi” działaniami, mającymi charakter politycznych manifestacji. Bo efektem naszych działań i prezentowanej przez nas postawy w tamtych czasach było właśnie to, że na studenckich scenach, które budowało i tworzyło w tym czasie ZSP, mogli występować praktycznie wszyscy wykonawcy- niezależnie od ich poglądów politycznych, którzy posiadali talent i mieli coś ważnego do powiedzenia słuchaczom.
- Dlatego na przykład, przez lata które opisuję, we wszystkich ważniejszych wydarzeniach artystycznych( także w finale VII FKS PRL w Katowicach), które organizowało wtedy ZSP brał udział Zespół Reprezentacyjny, wykonując zazwyczaj znaną wszystkim piosenkę L. Lliullaha „Mur”(wykonali ją także w Katowicach w 1987 roku), której refren brzmiał przecież w tym czasie, jak wielki manifest polityczny, ” Gdy uderzymy runie mur/ Nie może przecież wiecznie trwać/ Na pewno runie, runie, runie/ Nie pozostanie po nim ślad” (25). Nigdy nie pytaliśmy członków tego zespołu o ich poglądy polityczne. To czy lubią ZSP, nie było też warunkiem ich występu na Koncercie Finałowym VII FKS PRL. Prawdą jest też twierdzenie, że w tym czasie nie mogliśmy nikogo zmusić do tego, żeby tam w Katowicach był z ZSP. Po prostu, było tak, że artyści chcieli tam być i zaśpiewać dla uczestników tego ważnego Festiwalu. I dlatego po latach, właśnie to, że tak wtedy postępowaliśmy, powinno być dla nas ciągle powodem do ogromnej moralnej satysfakcji. Bo gdy teraz, ciągle ten sam Zespół Reprezentacyjny – tylko starszy o prawie 25 lat – chce wystąpić na politycznym koncercie, upamiętniającym 30 rocznicę powstania NZS, to wcześniej w Rzeczpospolitej (26), Jarosław Gugała lider tego zespołu, składa prywatne wyznanie politycznej postawy, oświadczając, że zapisał się do NZS 14 grudnia 1981 roku, w proteście przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego. To swoją drogą dziwne, bo lider tego zespołu zapisał się do NZS, który przestawał po wprowadzeniu stanu wojennego istnieć a występował na scenach, które tworzyło ZSP. Ten przykład dobrze świadczy także o tym, że potrafiliśmy w ZSP oddzielić prywatne poglądy polityczne ludzi, od tego co było w ich działaniu wartościowe, ważne i potrzebne dla środowiska studenckiego a w efekcie, chyba także ważne dla lepszej przyszłości środowisk inteligenckich naszego kraju. I za to chyba właśnie, że potrafiliśmy oddzielać politykę od wartościowej i potrzebnej środowisku studenckiemu działalności, tak nie lubili nas wtedy ci, którzy chcieli koniecznie skłonić nas do popierania „linii programowej i politycznej partii” oraz ci, którzy złośliwie nazywali nas „zsypem”.
XII. Czy „nomina sunt odiosa”?
- Wielokrotnie używałem w tym tekście cytując dokumenty, zwrotu „towarzysz kierownik wydziału ds. młodzieży KC PZPR”. Szczególnie wtedy gdy przedstawiałem kształtowanie się naszych trudnych relacji z PZPR w latach 1985-87. Ponieważ do tej pory nie użyłem nazwiska, uważny czytelnik mógłby odnieść wrażenie że używam tego zwrotu, raczej jako metaforycznego opisu, pewnej charakterystycznej w tym okresie, postawy działaczy partyjnych, a nie terminu związanego z funkcją pełnioną przez konkretną, identyfikowaną z imienia i nazwiska osobę. Pora więc rozwiać te wątpliwości i niejasności. Tą nienazwaną do tej pory z imienia i nazwiska osobą, jest oczywiście p. Leszek Miller, pełniący w okresie który opisuję, funkcję kierownika wydziału KC PZPR ds. młodzieży.
- Dlatego pewnie nie byłem jedyną, bardzo „zadziwioną” osobą, gdy w styczniu 1989 roku patrzyłem jak nasz protagonista z lat 1985-86, już jako sekretarz KC PZPR, zorganizował w stołówce KC spotkanie, w którym jak można to przeczytać po latach np. w wikipedii „wzięła udział grupa opozycyjnej młodzieży(m. in. z nielegalnego wówczas Niezależnego Zrzeszenia Studentów), co zostało następnie zrelacjonowane w prasie, radiu i telewizji” (27). Temu spotkaniu zresztą, wikipedia w haśle „Leszek Miller” -prezentując osiągnięcia i dorobek L.Millera z okresu PRL – nadaje prawie równe znaczenie, ze współprzewodniczeniem przez p. L.Millera, podzespołowi ds. młodzieży w ramach Okrągłego Stołu. Z takiego zdefiniowania tego hasła wynika jednoznacznie, że jest to dla autorów tego hasła z wikipedii, przykład realnego, politycznego sukcesu p.L.Millera z okresu jego działalności w PRL-u. Nie blokowanie Famy-85, o czym pewnie nie wiedzą autorzy hasła z wikipedii, a spotkanie w stołówce KC ma wartość i znaczenie politycznie tak duże, że może być ilustracją politycznych osiągnięć z okresu PRL-u. Nie mogłem się, nie dziwić w styczniu 1989 roku temu spotkaniu z opozycją, bo przecież dobrze pamiętałem, że jeszcze nie tak dawno, to właśnie towarzysz Leszek Miller nieustępliwie, domagał się od ZSP „przestrzegania linii programowej i politycznej partii”, dla której jednocześnie tak groźne miały być nasze kontakty z niektórymi artystami na Famie w 1985 roku.
- Wydarzenia następnych lat spowodowały, że to zdziwienie z 1989 roku zostało stopniowo zastąpione zostało szacunkiem, gdy patrzyłem na to w jaki sposób p. Leszek Miller, już jako premier Rządu III RP prowadzi pomyślne negocjacje w sprawie naszej akcesji do UE. To początkowe „zadziwienie” z 1989 oraz narastający szacunek z lat 2001-2003 zwielokrotnione zostały jeszcze, gdy w książce pt. „Tak to było” napisanej przez p. Leszka Millera i wydanej w 2009 roku, przeczytałem słowa wstępu, napisane przez G.Verheugena, że ”Leszek Miller był niedościgłym mistrzem znajdywania kompromisów oraz pozyskiwania dla nich większości. Polska wiele mu zawdzięcza. Za swój osobisty wkład do integracji Polski z Unią Europejską zapewnione ma honorowe miejsce w polskie historii. Dotyczy to w szczególnej mierze jego decyzji poszukiwania strategicznego partnerstwa z Niemcami. Leszek Miller przewidział bardzo dokładnie iż w ostatecznym rozrachunku to właśnie stanowisko Niemiec okaże się decydujące. Niezależnie od tego prezentował pogląd, iż stosunki polsko-niemieckie powinny opierać się na stabilnym fundamencie wzajemnego zaufania oraz dobrego sąsiedztwa” (28).
- Zastanawiając się nad tą szczególną opinią G.Verheugena pozostaje nam – w środowisku byłych działaczy ZSP, kierującymi tą organizacją w latach 80-tych – mieć przekonanie, że w jakimś stopniu, także naszymi ówczesnymi działaniami, w których nieustannie pokazywaliśmy jak ważny jest dialog i kompromis, przyczyniliśmy się do tego, że po latach to Leszek Miller stał się zdaniem G.Verheugena „niedościgłym mistrzem znajdowania kompromisów oraz pozyskiwania dla nich większości”. I pozostaje nam tylko mieć żal, że te talenty do kompromisu nie ujawniły się u p. L.Millera, już w latach 80-tych. Bo wtedy być może, niektóre wydarzenia w ruchu studenckim, potoczyłyby się inaczej! Być może, bo pewności oczywiście nie ma żadnej! Zatem, czy prawdą jest rzymskie powiedzenie, że w publicznej wypowiedzi trzeba unikać nazwisk , bo „ nomina sunt odiosa”? Na tym przykładzie dobrze widać że nie. Zasadę, że „nomina sunt odiosa” – co po polsku znaczy dosłownie, że nie należy w pewnych sytuacjach wymieniać nazwisk – stosować należy tylko wtedy, gdy ludzi o których się publicznie mówi, traktuje się prywatnymi uprzedzeniami oraz ocenia nieuczciwie to co zrobili w przeszłości, bez podawania niezbędnych faktów i dokumentów. Dodatkowo przecież, jeżeli sprawa dotyczy relacji politycznych i oceny czasów minionych, to użycie nazwisk ludzi, którzy te czasy współkształtowali jest niezbędne. I tylko dlatego „zdekonspirowałem” nazwisko naszego oponenta i protagonisty z lat 1985-87. Do tych informacji koniecznie należy dodać, że na specjalnym koncercie z okazji 50 rocznicy powstania ZSP w kwietniu 2000 roku, p. Leszek Miller, jako szef SLD i parlamentarnej opozycji, był przyjmowany przez „środowisko zetespowskie” jako szczególny gość honorowy i zajmował na widowni tego koncertu, decyzją Komitetu Organizacyjnego obchodów 50-lecia ZSP, miejsce w pierwszym rzędzie, wśród osób najbardziej zasłużonych dla ZSP. Trudno chyba o lepszy dowód tego, jak historia potrafi być po latach bardzo przewrotna, dla tych którzy ją współtworzą swoimi działaniami. Historia realizuje także często, takie scenariusze wydarzeń, w których przyszłe prawdopodobieństwo określonych pozytywnych konsekwencji, w momencie gdy się te wydarzenia dzieją wydaje się nam zazwyczaj mało prawdopodobne. Działo się tak wiele razy w całej, złożonej historii ZSP i z historią wydarzeń współtworzonych przez ZSP.
XIII. Co się stało z naszą klasą?
- Od tych słów zaczyna się „Nasza klasa”, chyba najbardziej refleksyjna piosenka Jacka Kaczmarskiego. Nie są to niestety refleksje zbyt wesołe. Z odpowiedzi jakiej na to tytułowe pytanie udziela J. Kaczmarski dowiadujemy się ,że ta klasa to „Już nie chłopcy, lecz mężczyźni, już kobiety, nie dziewczyny/ Młodość szybko się zabliźni, nie ma w tym niczyjej winy/ Wszyscy są odpowiedzialni, wszyscy mają w życiu cele/ Wszyscy w miarę są normalni, ale przecież to niewiele/ Ale przecież to niewiele…/ (…) A kończy tę piosenkę – znaną wszystkim, którzy świadomie przeżyli lata 80-te, i to obojętnie w kraju, czy na emigracji – następującymi słowami /Własne pędy, własne liście zapuszczamy każdy sobie/ I korzenie oczywiście na wygnaniu, w kraju, w grobie/ W dół, na boki, wzwyż ku słońcu, na stracenie, w prawo, w lewo/ Kto pamięta, że to w końcu jedno i to samo drzewo…/” (29).Uniwersalne w wymowie słowa , wybitnego studenckiego barda i poety lat 80-tych, będącego przecież także „dzieckiem” ruchu studenckiego, zaczynają się od fundamentalnego , dla „odczytania” przesłania tej piosenki, pytania, ”co się stało z naszą” a nie „z moją” klasą. Dlatego są jednocześnie pytaniem o to, co się stało z tą naszą szczególną wspólnotą, jaką byliśmy dla siebie przez te szkolne lata, oraz pytaniem o to, co zrobiliśmy w realnym życiu z naszymi szkolnymi marzeniami i planami. W takim wymiarze, pytanie Jacka Kaczmarskiego, może być także zadawane, nie tylko na sentymentalnych, szkolnych zjazdach i spotkaniach po latach. Może stać się także zasadniczym pytaniem, stawianym na przykład przez ludzi, tworzącymi w czasie studiów wspólnoty, które stawały się takimi szczególnymi „naszymi klasami”. Dla wielu z nas, taką wyjątkową i szczególną „ naszą klasą”, było właśnie ZSP. A szczególną próbą przeniesienia tej studenckiej „naszej klasy”, w nowe realia i czasy, już po zakończeniu działalności w ZSP, była obecność w ruchu skupiającym byłych działaczy ZSP/SZSP.
- Jeżeli więc przyjąć, że ZSP lub SZSP było kiedyś taką „naszą klasą”, to warto powtórzyć za J. Kaczmarskim pytanie „co się stało z naszą klasą?” Czy, to co się działo i wydarzyło z nami przez minione lata, upoważnia nas ciągle jeszcze do myślenia w kategoriach „nasza klasa”, czy też trzeba już niestety zastąpić je, egoistycznym terminem „moja klasa”. Czy, to co kiedyś określało cele i reguły działania tej „naszej klasy”, udało się nam przenieść z powodzeniem do życia zawodowego i działalności publicznej oraz do wspólnego dbania, przynajmniej o dobrą opinię o naszej klasie? Czy też stało się tak z nami tak, jak z tymi osobami w piosence J. Kaczmarskiego, który pisze „Odnalazłem klasę całą – na wygnaniu, w kraju, w grobie/ Ale coś się pozmieniało: każdy sobie żywot skrobie/ Odnalazłem całą klasę, wyrośniętą i dojrzałą/ Rozdrapałem młodość naszą, lecz za bardzo nie bolało/ Lecz za bardzo nie bolało…/ (30).Czy zatem pozostało coś jeszcze do dzisiaj z tych naszych „zetespowskich klas” w działaniach, chociażby różnych form „ruchów poststudenckich”? Czy współcześnie, zasadne jest jeszcze myślenie o tamtej naszej działalności i obecności w ZSP w kategoriach „nasza klasa”, czy też niestety, musimy się już co raz szybciej przyzwyczajać do myślenia w kategoriach „moja klasa”. To rozróżnienie nie jest przecież tylko grą słów. Z tymi określeniami, „nasza klasa” i „moja klasa”, wiążą się bowiem zbyt ważne konsekwencje, określające w obu przypadkach zupełnie inny sens i cel istnienia tej klasy/wspólnoty, żeby można je było uznać, tylko za grę słów. Termin „nasza klasa” opisuje przecież zazwyczaj taką wspólnotę, która przez to, że była wspólnotą prawdziwą i realnie funkcjonowała, dawała jej członkom większe poczucie sensu i siły sprawczej, niezależnie od czasów w jakich przyszło nam być tą naszą klasą. A termin „moja klasa”, jest tylko potwierdzeniem przynależności i bycia w tej wspólnocie, a nie współtworzenia tej wspólnoty, przez aktywne działanie i ponoszenia za to współtworzenie i działanie, współodpowiedzialności. Z oczywistych powodów, wynikających z tego że przedmiotem tych refleksji jest Komisja Historyczna i jej dokonania, powinny nas szczególnie interesować rozważania w kategoriach „nasza” a nie „moja” klasa. Gdzie zatem i w jakich działaniach możemy dzisiaj odnaleźć pozytywne ślady obecności „naszej klasy”? Można ich oczywiście poszukiwać poprzez logowanie się na popularnym od lat portalu, który nie przypadkiem przecież przyjął nazwę ”Nasza klasa” i sprawdzanie właśnie tam jak, cytując J.Kaczmarskiego „każdy sobie żywot skrobie”. Ale takie ujęcie byłoby właśnie poszukiwaniem mojej a nie naszej klasy. Dlatego głównym i wymiernym dowodem potrzeby istnienia współcześnie tych „naszych” a nie „moich” klas, są działania które podejmowane są w „ruchu poststudenckim”, w różnych jego postaciach i formach organizacyjnych.Szczególną zaś rolę wśród tych, którzy działają dla utrwalenia dobrej pamięci o tych „naszych zetespowskich klasach”, miała i ma ciągle do spełnienia Komisja Historyczna Ruchu Studenckiego oraz wykreowana przez nią potrzeba, tworzenia i działania na rzecz „posstudenckiego” ruchu historycznego, utrwalającego pamięć o dokonaniach ZSP i osób związanych z tą i pracujących w tej Organizacji.
- Atrakcyjność, siła i znaczenie tego ruchu płynęło właśnie z tego, że w zupełnie nowych czasach i realiach lat 90-tych minionego wieku, potrafił dać poczucie wspólnoty tak wielu osobom, które kiedyś działały w ZSP/SZSP. Formuła działania tego ruchu powodowała jednocześnie, że na czas konferencji historycznych i „kombatanckich” spotkań po latach, odbywanych w kolejne rocznice powstania ZSP, byliśmy znowu „naszą klasą”, w której zanikały różnice polityczne a łączyła nas wspólnie przeżyta studencka działalność. O tym jak wielkie to może mieć znaczenie i konsekwencje, najlepiej świadczą szczególne obchody 50-rocznicy powstania ZSP w 2000 roku. To wtedy Gmach Główny Politechniki Warszawskiej nie mógł pomieścić wszystkich chętnych, którzy chcieli obejrzeć „Wielką Galę ZSP”, specjalny koncert z okazji 50-lecia ZSP, którego reżyserem był Krzysztof Jasiński, a wystąpili w nim: Marek Grechuta, Przemysław Gintrowski, Jacek Kaczmarski, Wojciech Młynarski z zespołem, Sława Przybylska, Maryla Rodowicz, Andrzej Sikorowski i zespół Pod Budą, Kuba Sienkiewicz z zespołem, Grzegorz Turnau z zespołem, Janusz Sent i Chór Akademicki UW. Koncert ten , na „żywo” transmitowała TVP w swoim 2 Programie. To wtedy większość z artystów z sentymentem i życzliwością wspominała swoje studia i związki z ZSP. Wydawało się, że środowisko „postzetespowskie” już na zawsze będzie tak w Polsce oceniane i doceniane. Niestety, krótko po tej tryumfalnej przecież i zasłużonej niewątpliwie obecności w świadomości społecznej, tego wszystkiego co dała Polsce działalność ZSP, szybko nadeszły czasy, prawie biegunowo odmienne. Powstałe po obchodach 50-lecia ZSP, stowarzyszenie Ordynacka szybko „dojrzało” do odgrywania również roli politycznej i pojawiło się jako podmiot i przedmiot gry politycznej. W „szorstkiej przyjaźni” łączącej w latach 2002-2004 Prezydenta i Premiera i ich sztaby polityczne, Stowarzyszenie Ordynacka próbowało się także określić i na nowo odnaleźć. Komunikaty „papowskie” informowały na przykład o kolejnych spotkaniach kierownictwa stowarzyszenia z najważniejszymi politykami. Można było nawet odnieść wrażenie, że oto Ordynacka staje się jedną z ważniejszych sił politycznych w Polsce. W ten właśnie sposób to co miało być, pierwotnie politycznym i organizacyjnym zapleczem ruchu, służącego integracji środowisk „postzetespowskich”, stawało się powoli bytem samodzielnym i mającym zupełnie inne ambicje. Ambicje które powodowały, że to wszystko co wiązało się z realnym działaniem na rzecz upowszechnienia i popularyzacji dorobku ZSP przestawało mieć większe znaczenie. W ten sposób Ordynacka, przestawała także stopniowo spełniać organizacyjną formułę „naszej klasy”, jaką mogła być dla wielu pokoleń byłych działaczy ZSP i SZSP.
- Działalność polityczną jest trudno zazwyczaj pogodzić z działalnością służącą integracji ponad podziałami politycznymi. A takie działania powinien podejmować ruch, którego celem jest prawdziwe opisanie historii czasów, które współtworzyliśmy naszym działaniem oraz promowanie ludzi, którzy tego wszystkiego dokonywali. To jest oczywiście zawsze wybór celów i środków działania. Jedną z zasadniczych przesłanek sukcesów odnoszonych przez ZSP było stosowanie przez Zrzeszenie, w kontaktach z wieloma środowiskami tzw. „soft power”, czyli unikanie przymuszania ich do wygłaszania deklaracji, konieczności składania przez nich oświadczeń politycznych lub popierania osób działających polityce. Realna działalność, nastawiona na sprawy ważne dla środowisk w których działaliśmy, podpowiadała nam to, jakich metod i środków należy użyć oraz dawała nam odpowiedź na pytanie, czy będziemy to robić z ludźmi, którzy coś potrafią, czy tylko mają słuszne poglądy. Wydaje się, że ta metoda działania jaką zweryfikowaliśmy kiedyś w ZSP pozostaje aktualne dla ruchów „postzetespowskich” także teraz, w czasach w jakich żyjemy.
- Ruch „postzetespowski”, którego szczególną formą było Stowarzyszenie Ordynacka, „zapłacił” jednak szczególną cenę za to, że środowisko skupiające byłych działaczy ZSP i SZSP uzyskało pod koniec lat 90-tych tak dużą aprobatę wielu środowisk zawodowych. Dlatego też, to co kiedyś wydawało się naturalną konsekwencją rozwoju struktury, która „organizowała” te środowiska, czyli odejście od ruchu historyczno-wspomnieniowego, będącego taką specyficzną bardzo dużą „naszą klasą”, doprowadziło do powstania stowarzyszenia, czyli struktury angażującej się stopniowo w politykę, ściągając na siebie także zainteresowanie świata polityki i mediów. W tej nowej sytuacji trudno było jednak prowadzić działalność w Stowarzyszeniu na rzecz integracji tych środowisk – które kiedyś nawet jeżeli dość luźno współpracowały z ZSP, to dzisiaj coraz bardziej widziały potrzebę utrzymywania kontaktów z ruchem, który dba o niezafałszowywanie historii przez nich tworzonej –w połączeniu z działalnością stricte polityczną, polegająca na deklarowaniu, popieraniu i rekomendowaniu. Warunkiem skutecznego i realnego współdziałania z takimi środowiskami w ruchu sentymentalno-wspomnieniowym ,jest zawsze unikanie deklarowania bieżących sympatii politycznych i angażowania się w politykę. Po prostu nie wszyscy, którzy kiedyś byli aktywni i działali w ZSP potrzebują dzisiaj tej dawki „energii”, którą daje obecnie polityka. Dlatego też te dwie sfery działalności muszą być traktowane rozłącznie, chyba już na zawsze. Jeżeli ktoś będzie chciał łączyć dalej politykę z historią to zawsze wyjdzie z tego tylko kolejna polityka historyczna a nie lepsza prawda historyczna. W sytuacji, w której działa IPN, gdy jednocześnie państwo polskie realizuje od lat „popisową” politykę historyczną , wydaje się że dla ruchu „postzetespowskiego”, zdecydowanie ważniejszym od kolejnej deklaracji politycznej lub udzielonego poparcia określonej liście partyjnej, jest działanie na rzecz realnego utrwalenia dorobku wielu pokoleń działaczy, twórców i organizatorów życia studenckiego w PRL oraz upowszechnienia wiedzy historycznej o tych dokonaniach.To jest zadanie wokół którego powinniśmy integrować ludzi i środowiska, które kiedyś działały w ZSP i przy ZSP. Jeżeli jednak tego nie uczynimy, to przestaniemy być dla siebie nawet tą coraz słabszą, ale jednak ciągle „naszą klasą” i zostaniemy we wspomnieniach tylko z egoistycznym i bardzo indywidualnym obrazem „mojej klasy”, której już nic nie łączy ani nie połączy!!
XIV. Czy historia którą współtworzyło ZSP może zostać fałszywą nauczycielką?
- Nie ma praktycznie nauczyciela historii, który by nie „wbijał” do głowy kolejnym pokoleniom uczniów, cytując za Cyceronem, że „historia est magistra vitae”. Jakie więc nauki mogą płynąć z historii którą współtworzyło ZSP i jaki z nich użytek zrobią przyszli nauczyciele. Przeszłość i sposób jej prezentowania, stały się niestety w Polsce nie tylko tworzywem dla historyków ale także, prostym sposobem uprawiania bieżącej polityki. W tej polityce jedni- choćby tylko trochę kiedyś postrajkowali – mają już na zawsze tylko zasługi dla zbudowania wolnej Polski, więc ich uznajemy i szanujemy. A inni, choćby zrobili w przeszłości także ważne i pożyteczne rzeczy dla swoich środowisk a w efekcie dla kraju, to będą konsekwentnie pomijani. Bo wywodzą się z innych środowisk, niż te które decydują o obliczu najnowszej historii oraz o sposobie prezentowania jej w mediach i w promowanych przez państwo opracowaniach. Szczególne znaczenie, taki właśnie sposób upowszechniania wiedzy historycznej, poprzez aktywne prowadzenie tak zwanej polityki historycznej, uzyskał w momencie powołania IPN. Zamiast zostawić historię uniwersyteckim badaczom, powołano w Polsce państwową instytucję, dysponującą praktycznie nieograniczonymi środkami. Gotową do napisania od nowa całej najnowszej polskiej historii i ocenienia lub „zlustrowania” wszystkich aktywnych aktorów historycznych wydarzeń. Oczywiście napisanej tak, żeby wydobyć z niej tylko to, co jest potrzebne środowiskom związanym z tą instytucją. Nie miejsce żeby przypominać największe „osiągnięcia” historyków z IPN. Ważniejsze od tego jest to, że tworzywem, które chcą oni teraz poddawać swojej „obróbce” stają się wydarzenia współtworzone lub wykreowane kiedyś przez ZSP.
- Najgłośniejszym przykładem takiego działania była niedawna, nieudana na szczęście próba zorganizowania w Krakowie, przez Stowarzyszenie NZS 1980, Narodowe Centrum Kultury(podlegające Ministrowi Kultury i Dziedzictwa Narodowego) i Instytut Pamięci Narodowej w ramach Nocy Poetów, spotkania „Nowa Fala razem”. Do spotkania z poetami „Nowej Fali”, mającego stanowić główny punkt tej imprezy nie doszło, ale organizatorzy z NZS 1980 zbytnio tym się nie przejęli i pozostałe punkty spotkania, którymi były: „spotkania z poetami NZS” i „poetyckie etiudy w plenerze” odbyły się. W sposób szczególny żałował natomiast tego, że poeci Nowej Fali nie wzięli udziału tej imprezie, znany miłośnik poezji z krakowskiego IPN Marek Lasota. Wyrażał ten żal mówiąc, cytuję za GW, ”Wielka szkoda, że nie będzie tak znakomitych twórców nie tylko zasłużonych dla poezji, ale i będących w czasach PRL-u czynnymi opozycjonistami. Miałem nadzieję, że o historii trzeba mówić także poprzez poezję” (31).
- Do tego spotkania nie doszło, głównie przez odmowę A. Zagajewskiego i R. Krynickiego, którzy w publikowanym w GW oświadczeniu pisali, że zostali wprowadzeni przez organizatorów w błąd, bo nie poinformowali ich oni, że imprezie patronuje IPN. Czyli, gdyby nie ten patronat, to pozostałym organizatorom czyli: NZS 1980 i NCK, obaj poeci pewnie by nie odmówili. A Gazeta Wyborcza, która całą sprawę nagłośniała i doprowadziła do tego , że ta sesja się nie odbyła, opisując jednocześnie krótko czym była Nowa Fala, wspomina tylko o tym, że historia Nowej Fali zaczęła się od grupy poetyckiej „Teraz”, występującej pod koniec lat 60-tych w „Klubie pod Jaszczurami” oraz, że główną trybuną formacji stało się założone w 1967 roku krakowskie pismo „Student”. Podstawowe fakty niby się zgadzają, ale razem tworzą niestety całość, daleko odbiegającą od tego czym tak naprawdę historycznie była NF i nie tłumaczą dlaczego NF była związana ze Studentem, a w zasadzie dlaczego, większość poetów NF była także redaktorami tego pisma. Zainteresowani tym jak było naprawdę, powinni sięgnąć na przykład do syntetycznego tekstu T.Skoczka pt. „Nowa Fala na łamach „Studenta” w latach 1967-1971” (32) . T. Skoczek prezentuje skomplikowane dzieje i losy tej grupy i pokazuje, że nie wszystko daje się sprowadzić do „patriotyczno-niepodległościowo-opozycyjnej” frazeologii, ale może to czynić tylko w niszowym wydawnictwie, realizowanym z własnych środków a nie w wysokonakładowej Gazecie Wyborczej. Wiadomo kto w takiej sytuacji kształtuje opinie i postawy czytelników. Frapujące jest na przykład pytanie, czy wszyscy związani z NF oprócz tego że tworzyli poezję i pisali manifesty polityczne byli także, od samego początku swych związków ze Studentem czynnymi opozycjonistami, czy też był to dłuższy i skomplikowany proces? Jaki wpływ mieli na swoich rówieśników , także tych z ZSP i SZSP. Żadnych tego typu putań i wątpliwości nie ma przedstawiciel IPN. Dla IPN byli przecież tylko poetamoi opozycyjnymi i to tylko liczy się dla IPN.Tak właśnie widzi to przecież M. Lasota, dla którego poezja, jest wtórna do historii jaką zajmuje się IPN i ma tylko służyć do opowiedzenia kawałka historii interesującego IPN. Czyli tak naprawdę ma stać się tylko, jeszcze jednym „narzędziem”, którym sprawnie posłuży się IPN. Czy zatem z przypadku, że twórcy NF i poeci należący do tego kręgu, będąc już opozycjonistami, publikowali jednocześnie w krakowskim Studencie, wydawanym najpierw przez ZSP a później przez SZSP nie wynika coś co warto opowiedzieć szerzej? Ale o tym czytelnik Gazety Wyborczej na pewno się nie dowie. Ale najciekawsze moim zdaniem, w programie przygotowanej przez NZS i IPN imprezy było to, że poeci Nowej Fali, mieli wystąpić na niej razem z poetami pokolenia NZS. Można łatwo wyobrazić sobie, doceniając „piarowskie” talenty pracowników IPN, że pozwoliłoby to, na uczynienie z zestawienia tych dwóch środowisk poetyckich na jednej imprezie, z których jedno miało przecież prawdziwe artystyczne osiągnięcia(NF) i długą historię działania, a drugie było tylko osiągnięciem politycznym(pokolenie poetów NZS), prawdziwego wydarzenia medialnego, mającego dla IPN i pozostałych organizatorów szczególne walory polityczne. Pokazującego na przykład, że to właśnie „poeci pokolenia NZS-u”, przejęli po latach ten sztandar, który kiedyś należał do środowiska NF. Tym razem się jeszcze IPN-owi i współpracującym z nim środowiskom nie udało do tego doprowadzić. Ale kto wie, jak będzie następnym razem? Zastanawiające, że w tej całej sprawie, milczały praktycznie wszystkie środowiska związane kiedyś z ZSP i SZSP. Dlatego zasadnie należy obawiać tego, że nasze dalsze milczenie w tego typu sprawach, przyniesie dla nas fatalne i nieodwracalne skutki. Za pewien czas może się bowiem okazać, że to wszystko co było kiedyś ważne, opisali tylko „poeci NZS” a nie poeci Nowej Fali, przez lata prowadzącej swój szczególny dialog ze środowiskami studenckimi, także na łamach Studenta, który najpierw był pismem ZSP a później SZSP.
- Powie ktoś że to niemożliwe? Nie byłbym tego taki pewny. Przecież w tym samym, 2010 roku Gazeta Wyborcza, w dodatku Gazeta Telewizyjna informowała, że 20 sierpnia 2010 roku TVP Kultura nada film pt. „Niezależni” który rekomendowała czytelnikom słowami ”Dziś Niezależne Zrzeszenie Studentów kojarzy się z antykomunistycznymi radykałami ostatnich lat PRL i z rodowodem wielu polityków ze świecznika, ale ma znacznie większe zasługi. To strajkujący w 1980 roku studenci z NZS wymusili reformę szkolnictwa wyższego dającego uczelniom autonomię” oraz dalej na tej samej stronie rekomendowała obejrzenie 23 sierpnia 2010 roku, koncertu pt. „A jednak po nas coś zostanie..” następującymi słowami ”Koncert upamiętniający 60. rocznicę powstania Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Młodzi wokaliści i laureaci studenckich festiwali na nowo zaaranżowali takie utwory jak „Obława” czy „Piosenka o okularnikach” (33). Tym, którzy nie byli 15 maja 2010 roku na koncercie pod tym właśnie tytułem, w trakcie którego młodzi artyści zaśpiewali piosenki „starych mistrzów” należy przypomnieć, że chodziło w tej zapowiedzi GW, oczywiście o koncert upamiętniający 60-tą rocznicę powstania ZSP a nie NZS. Zapewne nie zadziałała tu żadna wewnętrzna cenzura w Gazecie Wyborczej. Po prostu dziennikarze Gazety Wyborczej albo nie wiedzą że kiedyś istniało i dalej istnieje ZSP, w co trudno uwierzyć, albo przez klawiaturę komputera nie przechodzi im ZSP. Innej możliwości chyba nie ma. Bo w to, że w ten sposób świadomie i z premedytacją zafałszowują historię trudno mi uwierzyć, gdy czytam to co dziennikarze GW piszą na swoich łamach, o standardach jakie powinny obowiązywać w naszym społecznym i politycznym życiu. Jakie wnioski mogą płynąć z tego faktu? Chyba takie, że ta historia którą współtworzyliśmy jest obecnie coraz intensywniej „poprawiana” i przez to także zafałszowywana na różne sposoby. Fałszem w opisywaniu historii jest bowiem także pomijanie niewygodnych dla autora faktów lub ich przeinaczanie. To w ten sposób powstają i tworzą się nowe „białe plamy” w historii. Zafałszowana historia stanie się już niedługo, w ten właśnie sposób, fałszywą nauczycielką dla kolejnych pokoleń. Czy naprawdę możemy w tych sprawach dalej milczeć?
- Jednym z zasadniczych problemów polskich środowisk lewicowych, a takim jest bez wątpienia środowisko „postzetespowskie”, jest niestety ucieczka od zajmowania się historią, nawet własną oraz niepodejmowanie sensownych sposobów jej upowszechniania. Oczywiście należy przede wszystkim wybierać przyszłość i głównie na niej koncentrować uwagę. Ale pamiętajmy że żyjemy w takim kraju, w którym historia i tak zwana narracja historyczna jeszcze długo będzie odgrywać ogromną rolę, w kształtowaniu postaw i zachowań społecznych i władz państwowych naszego kraju. Jeżeli nie my napiszemy naszą historię, to napiszą ją nam historycy z IPN. Łatwo możemy sobie wyobrazić jaka to będzie historia. Nie jest chyba przypadkiem, że w tak zwanych „mainstreamowych mediach” już od wielu lat, przy prezentacji tego co było niekwestionowanym dorobkiem PRL-u np. w kulturze studenckiej, tym co jednocześnie korzystnie wyróżniało nasz kraj na tle wielu innych i wiązało się zawsze z osiągnięciami ZSP, to właśnie słowa Zrzeszenie Studentów Polskich, nie przechodzą zazwyczaj autorom przez klawiaturę ich komputerów. Mówią zawsze wtedy ci dziennikarze, że to wszystko zrobili polscy studenci albo środowisko studenckie. A o tym, że byli to praktycznie zawsze studenci zorganizowani w ZSP i mogli realizować swoje pomysły właśnie dzięki działalności i mecenatowi ZSP, to czytelnik tych gazet nie ma szansy się dowiedzieć. Jeżeli dalej będzie się to „bezkarnie” działo, bez żadnej polemiki lub riposty ze strony tych, którzy pamiętają jak było naprawdę lub współtworzyli te wydarzenia, to niedługo okaże się, że to tylko my ciągle pamiętamy, że była kiedyś taka organizacja, która przyczyniała się przez lata do tego, że polscy studenci nie byli odcięci od tego wszystkiego co było najważniejsze w światowej kulturze awangardowej. Nawet jeżeli trochę przejaskrawiam potencjalne konsekwencje, to tylko po to, żebyśmy nareszcie zaczęli robić to, co robią w Polsce wszystkie ważne środowiska. Czyli, żebyśmy zaczęli naprawdę dbać o historię ZSP, o to jak jest opisywana i jak upowszechniana. W tej właśnie sferze ogromne zadania mają do wykonania Komisja Historyczna Ruchu Studenckiego i wszystkie pozostałe ruchy i organizacje postzetespowskie.
XV. A jednak po nas coś zostanie…
- Takie było przesłanie i taki tytuł miał koncert, upamiętniający 60-rocznicę powstania ZSP. Pomysłodawcą tego koncertu i autorem scenariusza oraz jego reżyserem był Janusz Gast. Najmłodsze pokolenie studenckich artystów, będących już laureatami wielu konkursów i przeglądów, przedstawiło w swojej interpretacji, piosenki najbardziej znanych studenckich twórców. Trudno chyba o lepszy przykład, uhonorowania wielkości dorobku i jednocześnie pokazania ponadczasowej trwałości tego, co tworzyli przez lata twórcy, korzystający zazwyczaj z mecenatu ZSP. Pokolenie twórców, które urodziło się po 1990 roku widzi dla siebie, coś wartościowego w tym, co stworzone zostało przed 1990 rokiem i wtedy po raz pierwszy zaśpiewane. Dla wartościowych dokonań czas jest zazwyczaj bardziej łagodny i powoduje, że tak szybko nie są zapominane. To najlepiej pokazuje, że to przesłanie z koncertu, zawierające się w słowach „a jednak po nas coś zostanie..”, powinno wskazywać kierunek naszych działań. Żeby jednak tak się stało, potrzebne jest zawsze praktyczne działanie i nadanie temu działaniu odpowiedniej formy. To zresztą nie powinno być nic nowego, dla ludzi których ukształtowało ZSP. Działać praktycznie a nie bawić się w deklaracje i nieustanne mówienie jak to powinno być zrobione. Dopiero wtedy, gdy będziemy tak postępować, będą mogły ujrzeć światło dzienne te wartości którym służyliśmy a do świadomości społecznej dotrze prawda o czasach które przeżyliśmy i które naszym działaniem także zmienialiśmy.
- W tym kontekście należy także poszukiwać odpowiedzi na pytania o dalsze losy Komisji. Pytanie to postawił na dzisiejszej konferencji Przewodniczący Komisji. Wydaje się że Komisja powinna w przyszłości zmierzać, do nawiązania merytorycznej współpracy z profesjonalnymi organizacjami i uczelniami, oraz współtworzyć z nimi rodzaj „partnerstwa stowarzyszeniowo-prywatnego”, zbliżonego formułą współpracy, do relacji występującej w biznesie, w formule partnerstwa „publiczno-prywatnego”. Obecne czasy, wymagają coraz większej profesjonalizacji w działaniu i w upowszechnianiu efektów działalności, oraz jednoczesnego prowadzenia szerokiej działalności promocyjnej. Jeżeli więc chcemy żeby nasza prawda o czasach które przeżyliśmy w ZSP i z ZSP, dotarła do świadomości społecznej, to musimy pomóc przede wszystkim w tym, żeby zostały podjęte, prace badawcze i dokumentacyjne nad historią ruchu studenckiego w Polsce, przez pokolenie obecnych i przyszłych studentów. Organizować je powinien, utworzony z inicjatywy Komisji, wspólnie z wybraną uczelnią wyższą Społeczny Instytut Badania Historii Ruchu Studenckiego. Taki instytut może podjąć profesjonalną organizację konferencji naukowych na których prezentowane będą prace studenckie i prace naukowców podejmujących się badań nad historią ruchu studenckiego w PRL-u. W takim współtworzeniu profesjonalnej instytucji naukowo-badawczej, może najpełniej zrealizować się właśnie taka formuła „partnerstwa stowarzyszeniowo-prywatnego”. Powinniśmy przyczynić się także przez nasze działanie, do tworzenia w uczelniach wyższych seminariów studenckich, podejmujących problematykę ruchu studenckiego w PRL, udzielając im w tym działaniu wsparcia i pomocy Komisji. Komisja może np. współdziałać z zainteresowanymi uczelniami w tworzeniu, reprezentatywnych rad programowych wspierających takie działania tych Instytutów. Społeczny Instytut Historii Ruchu Studenckiego mógłby podjąć się organizacji, wspólnie z Komisją Historyczną Ruchu Studenckiego konkursów na prace licencjackie i magisterskie poświęcone historii ruchu studenckiego, najważniejszych jego instytucji, opracowywania monografii poświęconych tym instytucjom i osobom je tworzącym. Instytut mógłby także przygotowywać i prowadzić profesjonalne sesje naukowe, poświęcone tej problematyce. Być może to zadanie jest dla nas głównym wyzwaniem, które przynoszą nam do rozwiązania współczesne czasy. Wyzwaniem, stojącym teraz przed osobami działającymi w Komisji Historycznej, tak jak kiedyś przed nami stanęło wyzwanie zainicjowania prac i powołania Komisji Historycznej.
- Jeżeli tego nie zrobimy i nie doprowadzimy do podjęcia, bardziej profesjonalnych badań historii ruchu studenckiego przez pokolenia obecnych studentów, to do świadomości społecznej przebijać się będzie tylko to, co wytworzą na temat naszej działalności i naszej Organizacji historycy z IPN, oraz współpracujący z nimi dziennikarze, będący kiedyś działaczami SKS i NZS. W sposób poniekąd naturalny piszą oni o naszej historii z pozycji nie tyle obiektywnych badaczy, co z pozycji aktywnych uczestników tamtych wydarzeń. Uczestników mających w upowszechnianiu określonego obrazu tych wydarzeń, wyraźny pokoleniowy i polityczny interes. Dlatego musimy przerwać nasze milczenie i bierność w tej sprawie. Wydaje się że jest to dzisiaj dla pokoleń byłych działaczy ZSP/SZSP jeden z najważniejszych problemów, który musimy podjąć. O tym , że ”refleksja nad przeszłością musi być nieodłączną częścią organizowania skutecznego działania dzisiaj”, mówiłem w imieniu Komitetu Wykonawczego RN ZSP w 1985 roku. Tak traktują swoją powinność wobec obecnych całe pokolenia byłych działaczy NZS, którzy mogą ciągle pisać o kolejnych wygranych strajkach i zorganizowanych protestach. My, możemy pisać o prawdziwych dokonaniach, kształtujących postawy i wrażliwość wielu pokoleń studenckich, przez całe dziesięciolecia trwania PRL-u. Myślę że poszukując rozwiązania tego problemu nie musimy się obawiać prawdy i dokumentów historycznych z tamtych czasów i o tamtych czasach. Można wręcz zaryzykować twierdzenie – cytując biblijne wersety – że to właśnie prawda historyczna obroni i wyzwoli nas z kłamstwa a przy okazji z nicości politycznej, w którą wpycha nas realizowana od lat polityka historyczna. Musimy tylko pomóc w tym, żeby to poszukiwanie prawdy o przeszłości przez młode pokolenia , nieuwikłane w dawne spory polityczne, mogło się rozpocząć jak najszybciej i na szerszą niż do tej pory skalę. Przestańmy wierzyć, że w tej sferze wszystko jest przegrane i że monopol na kształtowanie przekazu o przeszłości, z którego może wynikać tak wiele wniosków dla skutecznego działania „tu i teraz” mają tylko „popisowe” środowiska i IPN.
- Niech te działania, które powinniśmy podjąć, opierają się na sile przesłania piosenki Wojciecha Młynarskiego, jednego z najwybitniejszych studenckich poetów i autorów, jednocześnie tak mocno związanego kiedyś z klubem Hybrydy i ZSP, który w piosence pt. „Róbmy swoje” pisał tak: „ Róbmy swoje,/ Pewne jest to jedno, że / Róbmy swoje, / Póki jeszcze ciut się chce, / W myśleniu sens , w działaniu racja, /Próbujmy więc, a nuż fundacja – wystrzeli, / Róbmy swoje, / Może to coś da? Kto wie?../(..) Róbmy swoje,/ Pewne jest to jedno, że / Róbmy swoje,/ Bo dopóki nam się chce,/ Drobiazgów parę się uchowa:/ Kultura, sztuka, wolność słowa, dlatego/ Róbmy swoje,/Może to coś da? Kto wie?…/ ” (34).
XVI. Przypisy:
1.”35 lat ZSP”, broszura wydana przez Wydział Propagandy RN ZSP, Warszawa 1986r.
2.”Deklaracja ZSP”, tekst uchwalony 20 listopada 1982r.
3.”ITD” , nr 25(1154) z 19 czerwca 1983r.
4.”Deklaracja ZSP”,
5.”Biuletyn Informacyjny” Nr.1 Famy-83, materiał powielony, zbiory autora6.Pismo dyr. Zarządu Szkół Artystycznych MKiSz z dnia 6 lipca 1985r.(L.dz. ZSA-III-F-550/30/85, zbiory autora,
6.Pismo dyr. Zarządu Szkół Artystycznych MKiSz z dnia 6 lipca 1985r.(L.dz. ZSA-III-F-550/30/85, zbiory autora,
7.Pismo kierownika wydziału ds. młodzieży KC PZPR z 9 lipca 1985r.(L.dz. 74/19/85), zbiory autora,
8.”Bezzębna Fama”, Paweł Tomczyk, „ITD” nr.35 z 1 września 1985r.,
9.List przewodniczącego RN ZSP do sekretarza KC PZPR, zbiory autora,
10.”Notatka ze spotkania w sprawie oceny Festiwalu Artystycznego Młodzieży Akademickiej FAMA-85”, zbiory autora,
11.”ITD”, nr 40(1274) z 6 października 1985, zbiory autora, egzemplarz ten dostępny jest w niektórych bibliotekach,
12.„ITD”, nr.40/1985,
13.”Niecierpliwość”, Andrzej Nierychło, „ITD”, nr 40/1985,
14.”Niecierpliwość”, j.w,
15.Materiały z Krajowej Narady Aktywu ZSP w Uniejowie., materiał powielony, zbiory autora
16.List kierownika wydziału ds. młodzieży do przewodniczącego RN ZSP z 10 czerwca 1985.(L.dz. 74/14/85), zbiory autora,
17.List kierownika wyd. ds. młodzieży KC z 9 lipca 1985r.(L.dz. 74/19/85) zbiory autora,
18.List kierownika wydziału KC z 23 sierpnia 1985r ,zbiory autora,
19.List kierownika wydziału KC z 23 października 1985r,zbiory autora,
20List przewodniczącego RN ZSP do kierownika wydz. KC ds. młodzieży z 16 października 1985r.,zbiory autora,
21.Informator VII Festiwalu Kultury Studentów PRL, wyd. Biuro Komitetu Organizacyjnego VII FKS PRL, zbiory autora.
22.”Dialog dla przyszłości”, Założenia programowo-organizacyjne VII Festiwalu Kultury Studentów PRL, Informator VII FKS PRL, wyd. Biuro Komitetu Organizacyjnego, Warszawa, 1986 rok,
23.”Ognisko”, Aleksander Świętochowski, w programie koncertu finałowego „Jedno powietrze”, VII Festiwalu Kultury Studentów PRL, Katowice, 3 październik 1987 roku.
24.„Piosenka o małym kraju”, Antoni Muracki, słowa zamieszczone w programie koncertu finałowego VII FKS PRL, mat. wydany w 1987 roku.
25.„Mur”, słowa L. Lliullah, tłumaczenie Agnieszka Rurarz, cyt. za programem koncertu finałowego VII FKS PRL,26.”NZS: trzymaj pion”, Rzeczpospolita, 2-3 października 2010 r.
26.”NZS: trzymaj pion”, Rzeczpospolita, 2-3 października 2010 r.
27. Cytat z hasła „Leszek Miller” ,za: Wikipedia,
28. „Tak to było”, Leszek Miller, Wyd. ZAPOL Dmochowski Sobczyk sp.j., Warszawa 2009,
29.Jacek Kaczmarski, Nasza klasa, www.teksty.org
30.Jacek Kaczmarski, op.cit.
31.Gazeta Wyborcza, 5 sierpień 2010 rok
32.Tadeusz Skoczek, „Nowa Fala” na łamach „Studenta” w latach 1967-1971, w „Buntownicy po buncie”, wyd. MCDN, Kraków 2003,
33.Gazeta Wyborcza, 20 sierpień 2010 rok
34.Wojciech Młynarski, Róbmy swoje,www.tekstowo.pl